Latem zawsze jestem bardzo zajęta. Uzupełniam zapasy, biegamy ze Wsiowym Psem po ugorach, uczę się całkiem nowych rzeczy, robię przetwory i szukam sposób na smaczne wzbogacanie diety. Oczywiście nie ustaję w poszukiwaniu starych przepisów i odtwarzaniu potraw, które znam z dzieciństwa lub, o których tylko słyszałam. W to lato postanowiłam wprowadzić do swojej kuchni trochę egzotyki i nauczyć się gotować zupy miso. I powiedzmy sobie szczerze, nie byłabym sobą, gdybym tej egzotyki nie dostosowała do swoich potrzeb eksperymentowania ;)
Odniosłam jednakże sukces! Nauczyłam się przygotowywać tradycyjne buliony będące podstawą egzotycznych zup :) Przygotowanie ich jest mniej skomplikowane niż ugotowanie polskiego rosołu, ale problem leży w zdobyciu składników o dobrej jakości. Składniki prywatnie importowane bezpośrednio z krajów azjatyckich mają inne smaki, typowe dla Azji, smakowo są po prostu świetne. Dlatego świeży import to podstawa. Można oczywiście zamawiać produkty w specjalistycznych sklepach, ale... cena, bo zabawa w orientalistykę w kuchni może jednak trochę kosztować ;) Minusem importu prywatnego jest czas oczekiwania na produkty.
Można jednak poradzić sobie jeszcze inaczej. Postawić na przyprawy i zioła oraz korzystać głównie z tego, co dostajemy od krewnych i znajomych jako pamiątki z ich podróży krajoznawczych. Wtedy, co prawda, z kuchni orientalnej robi się nagle kuchnia grecka, ale czy to naprawdę takie ważne, jeżeli lubi się eksperymentować i smakować? Można również samodzielnie uprawiać zioła i niektóre warzywa. Mitsuba, minutina (to babka pierzasta, krewna babki lancetowatej i jajowatej), amarantus (sporo szarłatu rośnie dziko, ale kupując ziarno można sobie samemu wyhodować te smakowite listki), szpinak wodny, rukiew wodna i tułacz (roślinki lubiane przez akwarystów i wielbicieli oczek wodnych), pachnotka, różne rodzaje mięt, ostre papryczki, nietypowe odmiany pomidorków, mini dynie i ogórki oraz wiele innych roślin dobrze rośnie na balkonie w donicach. I zawsze są pod ręką. Są rewelacyjnym dodatkiem do dań z makaronów, ryżu, mięs głęboko smażonych, służyć mogą zarówno jako kolorowa dekoracja, jak i smakowita sałatka warzywna.
Można również samodzielnie uprawiać grzyby w balotach, robić przetwory przyprawione na modłę orientalną a nawet własne mleko kokosowe. Oczywiście, wtedy proces przygotowania danej potrawy przeciąga się w czasie wprost szaleńczo, ale mnie osobiście to kompletnie nie przeszkadza. Gorzej - mam czas na rozważenie, czym by tu tradycyjny składnik orientalnego dania zastąpić, albo jak z polskiego dania uczynić danie orientalne ;) Może to kulinarna herezja, ale nie zamierzam z niej rezygnować. Można np. kupić czasem chutnay z mango (czasem kupuję), ale można też zrobić ten gęsty sos samodzielnie albo... mango zastąpić brzoskwinią. Próbowaliście?
Podstawową kwestią jest też różnorodność produktów użytych do przygotowania potrawy. Nie - wielość - ale różnorodność właśnie, pod względem smaku, koloru, kształtu. I przyznam, że mnie osobiście najbardziej smakują potrawy nieskomplikowane technicznie, czyli jak najprościej, po wsiowemu i szybko przygotowane. Takie też wyszukuję przepisy, proste, interesujące smakowo i staram się tworzyć swoje własne, zestawiając różne smaki metodą prób i błędów. I tak na przykład zrobiłam sobie zapas gęstego słodko-kwaśniego sosu z brzoskwiń i kuminu, konfiturę z dzikich jabłek i chilli, pastę imbirową, siekaną szałwię w oleju czy też przyprawę do ryb na bazie trawy cytrynowej uprawianej w doniczce.
Podobnie można zaszaleć robiąc różnego rodzaju makarony w domu, choć uważam, że te japońskie, apetycznie cieniutkie i zapakowane w jednoosobowe porcyjki, są nie do podrobienia i warto je sobie czasem kupić. Ale eksperymentalnie... polecam samodzielnie robienie makaronu. Ja już ryżowego nie kupuję, robię go własnoręcznie. Tu jednak warto byłoby zainteresować się mąkami ;) Generalnie makarony dają szerokie pole do popisu.
Nie kombinuję za to z ryżem. Staram się po prostu wybierać sprawdzonego dostawcę i producenta. We Wsiowej Kuchni zagościł ryż w kilku odmianach i tak już pozostanie. Każda z nich inaczej smakuje, ale i sprzyja eksperymentowaniu z dodatkami a dla mnie to oczywiście bardzo istotne. Nie kombinuję także z glonami, po prostu je kupuję, ale za to bardzo różne ;) Pochwalę się jednak, że moja kulinarna pasja związana z glonami zaczęła się od prezentu. Dostałam fantastyczny zestaw glonów prosto z Bretanii, w różnych kształtach i nawet kolorach. Zdecydowanie ten zestaw pobudził moją kreatywność. Dla celów kulinarno-orientalnych wzbogaciłam swoje zapasy o azjatyckie kombu.
Tyle zatem słowem wprowadzenia. Dokąd mnie te eksperymenty zaprowadzą nie wiem, ale wyprawa to fascynująca :) Myślę, że będę mogła już częściej to i owo napisać a i może zachęcić Was do eksperymentowania z Orientem i wzbogacenia w ten sposób swojej domowej kuchni. A wiem, że warto. Proszę zaglądać, może w najbliższym czasie napiszę coś o moich zupach?
Pozdrawiam z sąsiedniej wsi internetowej i dziwię się, czemu dopiero teraz znalazłam tego bloga. :)
OdpowiedzUsuńDzień doboooooryyy! Pozdrawiam również :) Zapraszam do częstego zaglądania :)
Usuń