Wysypało trochę gąsówką fioletowawą w okolicy, trzeba zatem korzystać z okazji. To grzyb, który łatwo jest rozpoznać z powodu nietypowej barwy, no i jest smaczny - można go dusić, smażyć i marynować. Część takich starszych okazów i te nieco połamane (niestety) obgotowałam, posiekałam i zamroziłam na zaś. Te zgrabne, młode i ładnie wybarwione postanowiłam przygotować w marynacie. Do suszenia nie bardzo się nadają, bo podobno są wtedy nieszczególne w smaku - nie wiem, nie próbowałam ich suszyć. Może innym razem, jeżeli jeszcze znajdę jakieś miejsce gąsówki.
Gąsówka niestety traci swą jakże atrakcyjną barwę podczas gotowania. Wciąż jednak ma inny kolor i wygląd niż grzyby zwane szlachetnymi, które zazwyczaj marynujemy jesienią. Sądzę, że tak czy inaczej uda się zaskoczyć gości podając na stół grzyby bladofioletowe, dekorując nimi półmiski i podając jako zakąskę.
Grzyby w occie muszą odstać kilkanaście dni, żeby były gotowe do spożycia i przeszły marynatą. Na zimową kanapkę będą idealne i na pewno umilą niezbyt sprzyjające czasy. Pamiętajcie jednak, że jeżeli ktoś boi się, że gąsówki nie rozpozna a jej kolor bardziej go straszy niż zachęca i w ogóle ktoś ma jakąś obawę - niech gąsówki po prostu nie zbiera, zostawi ją w lesie i doceni urodę. Ta zasada dotyczy zresztą wszystkiego, co zbieramy, nie znamy a jest dziko rosnące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz