Biorąc pod uwagę właściwości tego zioła i zawartość tujonu, z góry założyłam, że kulinarnie nie będę go wykorzystywać. Tego typu eksperymenty pozostawiam innym. Ale dlaczego nie zadbać o zdrowie i urodę? Zajrzałam zatem między innymi TUTAJ, chwilę podumałam i zaczęłam działać.
Fot. CC |
Najpierw oczywiście należało zaopatrzyć się w oleje oraz wyruszyć na zbiór. Ucinałam tylko kwitnące szczyty. Roślina nie urosła już zbyt wysoka a mnie najbardziej interesował kwiat. Oberwałam zatem koszyczki (to te żółte kuleczki) i zmacerowałam je w oleju słonecznikowym tak jak to zrobiłam wcześniej z krwawnikiem. Otrzymałam litr bardzo gorzkiego, ale pięknie pachnącego oleju o właściwościach odżywczych, odkażających, wygładzających, przeciwzapalnych.
Pomyślałam jednak, że mieszanki są skuteczniejszymi specyfikami dla poprawienia urody, zatem pracowałam dalej :) Ze świeżych liści żywokostu i oleju lnianego przygotowałam 250 ml doskonałego maceratu, który połączyłam z 250 ml uzyskanego wcześniej oleju wrotyczowego. Podumałam jeszcze chwilę i dodałam do powstałej mieszanki 100 ml oryginalnego oleju rokitnikowego. Oleje dokładnie połączyłam i w ten sposób uzyskałam maskę do włosów, którą użyję dziś przed wieczorną wizytą w łazience ;)
Fot. CC |
O efektach poinformuję :)
***
PS. [16.09.2015] Mieszanka olejów silnie działa na włosy, mocno nawilża. Po umyciu i wysuszeniu są one lśniące, ale ciężkie. Będę używać maski raz w miesiącu, to wystarczy by je odżywić i nie przeciążyć, są generalnie w dobrej kondycji. Częściej nałożę ją za to na same końcówki, które ocierają się o ubrania, szybciej wysuszają i w konsekwencji rozdwajają. Maskę polecam osobom o włosach zniszczonych, słabych, łamiących się, nadmiernie puszących i bez połysku :)
To jest TEN wrotycz, a nie ta wrotycz *
OdpowiedzUsuńA tak, Miałam na myśli "roślinę" a wpisałam "wrotycz", ale już poprawiam. Dziękuję :)
Usuń