czwartek, 16 października 2014

Jesienne róże :)

We Wsiowej Kuchni kochamy dziką różę. Za urodę, smak i możliwości kulinarne :) Jesienna róża aż pachnie dojrzałą czerwienią! Ciotka Chichotka nie pozostaje obojętna na kulinarną urodę owoców dzikiej róży i co jakiś czas targa do domu kilogramy tego wsiowego specjału.


Fot. Ciotka Chichotka

Całkiem niedawno pachniało różaną marmoladą. Teraz czeka na okazję, aby znaleźć się w koszu upominkowym albo... w pączkach :) Świeże bułeczki posmarowane tym aromatycznym specjałem również smakują niezwykle wykwintnie.

Wczoraj zaś zsypano do pojemnika różany susz. Oczywiście największy kłopot był z oczyszczaniem owoców z pestek. Niestety trzeba było to zrobić, aby później móc wyjadać ze smakiem zaparzoną w herbacie różę. Bo róża to doskonały, witaminowy i smakowity dodatek do zimowych (i nie tylko) herbat, ale może on być także podstawą nietypowych zup. Przepis na bieda-zupę z róży jest TUTAJ.


Fot. Ciotka Chichotka


Zawsze po wydrylowaniu owoców, należy je dokładnie opłukać i osuszyć zaś przygotowując susz najlepiej jest korzystać z suszarki do grzybów. Róża niestety lubi się "sklejać", przejrzewać i przyciąga muszki owocówki :( W suszarce schnie zaś bardzo szybko, wystarczą 2-3 godziny. Termostat ustawiamy na 65 stopni. Po wysuszeniu owoce zachowują piękny kolor i zapach.

No i jeszcze jeden specjał. Nalewka różana! Przepis pojawi się niedługo, ale produkcja już trwa :)




wtorek, 23 września 2014

Likier z czeremchy, cz. 3

Ciąg dalszy pracy nad likierem :) Czeremchę odcedzono, odciśnięto w szmatce i dla pewności przelano niepełną szklanką wody. Następnie do dużego słoja wlano alkohol z nastawu, płyn pozostały po odciśnięciu czeremchy oraz pół litra soku przechowanego w lodówce. Całość dopełniono wodą do pojemności dwóch litrów.

Ciotka Chichotka zdecydowała czym likier zaprawić. Do słoja trafiły dwie pełne garście świeżej melisy i skórka okrojona z połowy cytryny. Pachnie pięknie!

Fot. Ciotka Chichotka


Fot. Ciotka Chichotka

Słój z likierem schowano do szafki na co najmniej miesięczne zapomnienie. Później zostanie przefiltrowany i... być może podarowany :)

niedziela, 21 września 2014

Zupa staropolska z głogu

Sezon trwa. We Wsiowej Kuchni ponownie suszy się głóg. Trafił się wyjątkowo pięknie dojrzały, żal było nie skorzystać z okazji.



Fot. Ciotka Chichotka


Ale oczywiście, suszenie to jednak mało ;) Na fejsbuku znalazłam przepis na zupę z głogu z pierwszej połowy XIX wieku:


"Wziąć półtorej kwarty suchego głogu, nalać tyle wody, aby głóg objęła, zagotowawszy, leje się butelkę wina i dodaje się funt cukru, nieco cynamonu, trochę skórki cytrynowej, wszystko to razem, gdy się zagotuje, należy odstawić i przetrzeć dobrze przez gęste sito, uważając, aby tylko sama w nim łuska została. Wydając gorącą do wazy, należy dodać grzanek, lub pianki z białek, jak to wyżej opisaliśmy.

NB. Można tę zupę dawać letnią porą, w miejscu zwyczajnego chłodniku, lecz w tym razie należy dodać do niej nieco śmietany kwaśnej."

Gotując zupę dla siebie oczywiście poeksperymentowałam, choć starałam się zachować sugerowane proporcje. No cóż, potrzeba czyni wynalazcę ;) Bieda-zupa to raczej nie jest, dodatek wina zdecydowanie ją uszlachetnił.


Zupa z głogu (2 porcje)


1 litr bardzo dojrzałego głogu

1 szklanka wody
1 szklanka białego wytrawnego wina
2 łyżki cukru
kawałek cynamonu
4 goździki
pół łyżeczki otartej skórki z cytryny
odrobina soli
łyżka śmietany na porcję zupy
\
Umyty i przebrany głóg rozgotować w szklance wody i przetrzeć przez sito. Dodać resztę składników. Gotować 15 minut i rozlać na talerze. Ozdobić kleksem śmietany. Podawać z grzankami pszennymi.

Fot. Ciotka Chichotka


Smacznego!




PS. Tu można znaleźć całą masę ciekawych przepisów: Kuchnia staropolska

poniedziałek, 8 września 2014

Likier z czeremchy, cz.2

Fot. Ciotka Chichotka
Należało już sobie przypomnieć o czeremsze w słoju :) Cukier rozpuścił się i Ciotka Chichotka odlała dwa razy po 0,33 l syropu na zimę oraz 0,5 l - do zaprawienia likieru. Butelka z syropem przeznaczonym na likier została schowana do lodówki. Poczeka aż spirytus wyciągnie wszelkie dobroci ze słoikowych pozostałości (jagody i około 0,2 l syropu), bo po odlaniu syropu Ciotka Chichotka dodała do nich litr spirytusu 96%. Poczekajmy zatem kolejne dwa tygodnie :)

Trzeba też dobrze rozważyć różne wersje doprawienia likieru... Jakich użyć ziół? Albo korzeni? Cytryna czy limonka? Może pozostawić choć trochę w naturalnym smaku czeremchy? A dlaczego rozważać już teraz? Niektóre ciekawe zaprawy można wcześniej przygotować z ziół, jakie jeszcze można zebrać na Ugorach :)

niedziela, 7 września 2014

Suszenie głogu

We Wsiowej Kuchni trwa suszenie głogu. Całe szczęście nie trzeba go drylować! Co prawda kwiat głogu ma silniejsze działanie niż owoc, ale cóż lepiej nadaje się do herbat owocowych od... owoców? Będzie to herbata wzmacniająca i po prostu pyszna. Pamiętajcie, żeby podczas zrywania owoców nie łamać gałęzi, bo przecież za rok również warto byłoby zaopatrzyć się w ten naturalny specjał :) I proszę zastawić ich trochę na gałęziach dla dzikich ptaków.

Fot. Ciotka Chichotka


Gdyby ktoś jednak zechciał wzmacniać się czymś mocniejszym, przypominam o głogówce. Przepis znajdziecie TUTAJ :)




środa, 3 września 2014

Jeżeli ryby, to tylko wędzone :)

Czeremcha puszcz sok. Ciotka Chichotka cierpliwie czeka, aż cukier się rozpuści. Tymczasem zaopatrzyła się w ładny kawałek łososia, pstrągi i doradę. Postanowiła dziś wędzić ryby. Sprawione ryby przed wędzeniem są pokropione sokiem z cytryny i posolone. Samo wędzenie trwa dwa razy po 15 minut w temperaturze 50 st. Trzeba uważać przy odwracaniu ryby i trzeba zadbać, aby przy drugim wędzeniu nie zabrakło dymu. Do wędzenia Ciotka Chichotka używa domowej wędzarki z rusztem, zaś gazowe palniki zastępują palenisko. Dym wewnątrz wędzarki wytwarza się podczas ogrzewania jej, zaś zapach dymu i aromat mięsa zależy od rodzaju zrębków użytych do jego wytworzenia. Dziś będą to zrębki z jabłoni.

Ostatnio na ruszt wzbogacony rozmarynem poszła makrela, dorsz oraz dorada. Dorada tę konkurencję zwyciężyła :)

Fot. Ciotka Chichotka



poniedziałek, 1 września 2014

Likier z czeremchy, cz.1

Wczoraj Ciotka Chichotka natargała czeremchy i postanowiła eksperymentować przy produkcji nalewek. Trzy litry bardzo dojrzałych jagód wsypała do wielkiego słoja i zasypała kilogramem cukru. Postanowiła, że tym razem będzie to likier w czterech smakowitych (oby!) wersjach.

Fot. Ciotka Chichotka

Na ten moment ogromny słój stoi w kuchni i powolutku pojawia się sok. Zanim będzie można go odlać jeszcze minie troszkę czasu. O postępach Ciotka Chichotka będzie informować. Tymczasem dobra rada: proszę zbierać te grona, które mają zabarwione na wiśniowo szypułki. Zbierzecie czeremchę słodszą i bardziej soczystą :)




poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Jak pozbyć się goryczki z jarzębiny?

Ciotka Chichotka zauważyła, że przepisy na specjały z jarzębiny cieszą się dużą popularnością. Postanowiła zatem - bo sama raczej w tym roku nic jarzębinowego nie wyprodukuje - krótko omówić domowe sposoby na pozbywanie się goryczki, która potrafi zniechęcić potencjalnych wielbicieli jarząbu do robienia przetworów z jego owoców. No bo trudno o jarzębinie nie pisać, skoro już czerwienieje na drzewach.


Fot. Ciotka Chichotka


W zasadzie jarzębinę powinno się zbierać mocno dojrzałą i dopiero po przymrozkach, w październiku a nawet w listopadzie, kiedy w naturalny sposób traci goryczkę. Czekając jednakże do listopada, ryzykujemy, że... nic nie zbierzemy, bo przejrzała jarzębina po prostu szybko opada, zasycha lub czernieje. Kto w swoim wiejskim ogrodzie ma kilka drzew jarząbu, może sobie pozwolić na taką dawkę cierpliwości i zebrać jarzębinę w odpowiednim momencie.

Jarzębina zebrana wcześniej (ale taka dobrze wybarwiona) zawiera więcej witaminy C, niż taka mocno dojrzała. No cóż, coś kosztem czegoś ;) Zbieramy na przełomie sierpnia i września oraz we wrześniu piękną, wartościową jarzębinę, ale za to jej cierpki smak może zniechęcić. Co zatem zrobić?

Po pierwsze można przemrozić jarzębinę przez 2, 3 tygodnie w zamrażarce. Kilka godzin, to zdecydowanie za mało. Po drugie można ją przemrozić 2, 3 tygodnie w zamrażarce i zapiec na blasze w piekarniku w temperaturze około 150 stopni, aż zacznie pękać (nie pieczemy jej jednak!). Po trzecie, można ją po zerwaniu i oczyszczeniu raz zagotować i odcedzić - odcedzoną jarzębinę przerabiamy na przetwory a wodę z gotowania wylewamy. Po czwarte, traktujemy jarzębinę octem (po kilku minutach blanszowania we wrzącej wodzie, moczymy jarzębinę przez 24 godziny w wodzie zakwaszonej octem i płuczemy). Po piąte, 12 godzin moczymy jarzębinę w osolonej wodzie, następnie płuczemy i przetwarzamy.

Znacie jeszcze jakieś inne sposoby?

sobota, 23 sierpnia 2014

Czeremcha

Niestety, w tym roku jarzębina nie obrodziła. To znaczy... obrodziła, ale drzewa rosną w miejscach, z których nie warto pozyskiwać owoców. Wielka szkoda! Przetwory z jarzębiny cieszą się dużym powodzeniem i dobrze, że w zeszłym roku Ciotka Chichotka przygotowała ich trochę więcej niż potrzebowała. Ale za to pięknie owocuje czeremcha.


Fot. Ciotka Chichotka


Czeremcha to niskie drzewo lub krzew, którego w zasadzie nie można pomylić z zadnym innym, choć jego owoce podobne są do owoców szarłaku i kruszyny - silnie trujących. Jednakże to tylko owoce czeremchy rosną w gronach przypominających porzeczki lub winogrona.

Fot. Ciotka Chichotka

Owoce (jagody) czeremchy, kiedy porządnie dojrzeją są bardzo słodkie, nadają się na soki, nalewki i powidełka. Można je zbierać już wtedy, kiedy osiągną kolor ciemnobrązowego, ale lepiej jest cierpliwie poczekać na ich pełne dojrzenie. Nie zrywa się całych gron, ale pojedyncze jagody, bo grona - niestety - dojrzewają bardzo nierównomiernie. Jagody są duże, dorodne, czasem wielkością zbliżone do rozmiarów borówki amerykańskiej - zrywa się je zatem stosunkowo szybko i wygodnie.

Fot. Ciotka Chichotka


We Wsiowej kuchni przygotowano ostatnio sok z czeremchy. Dwa kilogramy oczyszczonych i przebranych jagód czeremchy zasypano 75 dag cukru i powolutku ogrzewano, aż puściły sok a cukier się rozpuścił. Gorący przelano do butelek 0,33 l. Pozostałości przetarto przez gęste sito, aby oddzielić resztki miąższu od pestek (zawierają amigdalinę!). Powstał w ten sposób sok przecierowy ;) Również został zapakowany do butelek. Z podanej ilości składników powinno wyjść 0,33 l x 4 soku. Można również po pierwszym odlaniu soku przetrzeć pozostałości do płaskiego rondla i smażyć jakiś czas na powidełka. Nie trzeba już wtedy dosypywać cukru - wyjdą wystarczająco słodkie :)



Smacznego!


czwartek, 21 sierpnia 2014

Ocet jabłkowy

We Wsiowej Kuchni nastał czas przetwarzania. Kompotów już mamy całkiem sporo, konfitury, dżemy... Nawet ogórki kiszone już zawekowano. Ostatnio zaś Ciotka Chichotka suszyła zioła, śliwki i jabłka oraz robiła z nich przeciery. Obierki żal było wyrzucić, zatem nie zastanawiając się wiele, nastawiono dwa słoje octu.

Fot. Ciotka Chichotka


Dwa słoje czterolitrowe wypełniono obierkami, wykrojonymi gniazdami nasiennymi i kawałkami jabłek, których już nie użyto na przetwory. Zagotowano wodę z cukrem (2 płaskie łyżeczki cukru na litr wody), przestudzono i jeszcze ciepłą wlano do słojów. Słoje nakryto ściereczka, żeby umożliwić dostęp powietrza, ale utrudnić go meszkom, muszkom czy osom ;) Teraz niech resztki owoców smacznie fermentują - powiedziała Ciotka Chichotka i postanowiła, że od czasu do czasu owoce w słojach przemiesza dla równiej fermentacji. Hm.. We Wsiowej Kuchni proces produkcji octu trwa już tydzień. Fermentacja przebiega burzliwie i... jabłkowo :) Poczekamy jeszcze dwa tygodnie a później trafi on do butelek i konsumpcji. Do marynowania mięsa, zakwaszania sałatek i do różnych przetworów warzywnych będzie jak znalazł :)

Ciotka Chichotka wypatrzyła na targowisku późne wiśnie. Postanowiła zatem wzbogacić pewną ilość octu jabłkowego smakiem i aromatem wiśniowym. Będzie idealny do potraw "na dziko".Ponieważ trzeba będzie na to jeszcze trochę poczekać, wiśnie trafią na pewien czas do zamrażarki :)


czwartek, 31 lipca 2014

Napój karotenowy

Pić, pić!.. Upały zmusiły Ciotkę Chichotkę do kreatywności. Trzeba zadbać wszak  o orzeźwienie i... podniebienie :) A ponieważ cenimy sobie marchewkę jako warzywo i bazę do przygotowywania napojów witaminowych, wybór był dość oczywisty. Tym bardziej, że ostatnio marchewka we Wsiowej Kuchni jest na topie - dopiero co zjedzono keks marchewkowy i zupę marchewkową (przepisy niebawem, fotki - dopiero przy powtórce z pieczenia i gotowania ;))


Źródło: TUTAJ



Zatem wczorajszy wieczór spędzono na tarciu marchwi. Napój jeszcze w produkcji, bo ma to być musujące orzeźwienie. Przygotowuje się go w podobny sposób jak kwasy, zawiera wiele witamin i mikroelementów, czyli to świetna alternatywa dla napojów i soków "kartonowych". Co istotne - bardzo tania i zdrowa alternatywa.

Napój karotenowy

1 kg marchewki startej na tarce o średnich otworach
8-10 l wody przegotowanej i przestudzonej
0,5 kg cukru
2 łyżeczki suszonych drożdży (łyżeczki do kawy)
5 goździków
1 mały kawałek kory cynamonowej
łyżeczka kwasku cytrynowego lub sok z 1 cytryny
2 kromki chleba razowego


Marchew, zasypujemy cukrem i odstawiamy na godzinę, następnie dodajemy przyprawy i zalewamy przestudzoną i przegotowaną wodą (ma być ciepła, ale nie gorąca). Na koniec wsypujemy drożdże i wkładamy 2 kromki chleba razowego (prawdziwego). Nakrywamy naczynie ściereczką i odstawiamy na 24 godziny. Po tym czasie płyn przecedzamy i przelewamy do butelek. Należy je mocno zakręcić i pozostawić w temperaturze pokojowej na kolejny dzień. Trzeciego dnia przenosimy butelki do zimnej piwnicy lub po prostu wstawiamy do chłodziarki. Po schłodzeniu napój już nadaje się do picia.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Konfitura z wiśni

To już trzeci dzień smażenia konfitury z wiśni. Wbrew pozorom nie jest to czynność pracochłonna - to pomysł na zatrzymanie lata doskonały dla wszystkich zapracowanych :) Wystarczy wygospodarować w ciągu dnia pół godziny! I nawet nie trzeba zaglądać do gara, konfitura smaży się sama i nie ma ryzyka przypalenia.


Fot. Ciotka Chichotka



Trzeba zaopatrzyć się w 2 kilogramy wiśni, opłukać je i wydrylować. Drylowanie może przerażać, ale przy zastosowaniu drylownicy nie zdążymy się zniechęcić do tej uciążliwej czynności ;) Czas, jaki należy wygospodarować na drylowanie, to zaledwie 15 minut. Tak przygotowane wiśnie wsypujemy do płaskiego, szerokiego rondla, wlewamy sok wyciśnięty z jednej cytryny i zasypujemy cukrem (90 dkg). Pozostawiamy na godzinkę, żeby owoce puściły sok, następnie stawiamy rondel na ogniu (palnik ustawiony na minimum) i niech się powolutku ogrzewa, cukier rozpuszcza, aż do zagotowania. W międzyczasie można delikatnie konfiturę zamieszać. I najlepiej nie nakrywać pokrywką. Następnie odstawiamy garnek do wystudzenia, po wystudzeniu nakrywamy pokrywką i zapominamy o nim aż do następnego dnia.

Kolejnego dnia na minimalnym ogniu ogrzewamy garnek aż do zagotowania konfitury, wtedy dosypujemy drugą i ostatnią porcję cukru (czyli znów 90 dkg). Trzymamy na ogniu aż cukier się rozpuści, konfitura zagotuje i... odstawiamy do wystudzenia.

Trzeciego dnia zagotowujemy konfiturę na minimalnym ogniu i gorąca przekładamy do małych słoiczków. Można konfiturę pasteryzować, ale już nie trzeba. W drugim przypadku należy wcześniej słoiki wygotować. Konfitura składa się z osmażonych owoców zawieszonych w gęstym syropie. Przekładając ją do opakowań, należy starać się równomiernie rozkładać owoce i syrop. Oczywiście konfiturka nie zgęstnieje jakoś bardzo po wystudzeniu, ale przecież jada się ją... ze spodeczka :)

No to zabieramy się do pracy :)

niedziela, 20 lipca 2014

Kwas z czarnej porzeczki

Temperatury zmuszają do szukania ochłody, dlatego też we Wsiowej Kuchni nie myśli się o gotowaniu, smażeniu, czy pieczeniu, ale raczej o przygotowywaniu napojów chłodzących. I smacznych oczywiście. Od pewnego czasu rozsmakowałam się w kwasach. Napoje to orzeźwiające, pyszne i z ogromną zawartością witamin. Przygotowanie ich nie trwa długo a niewielkim kosztem można przyrządzić aż 10 litrów napoju. Dziś proponuję kwas porzeczkowy - moje najnowsze odkrycie smakowe :)

Kwas porzeczkowy

1 kg czarnych porzeczek
70 dag cukru
2 łyżeczki płaskie suszonych drożdży
10 litrów przegotowanej, ciepłej wody
6 goździków
1 mały kawałek kory cynamonu


Porzeczki obieramy z szypułek, opłukujemy i przesypujemy do rondla. W rondlu wygniatamy je, np. tłuczkiem do ziemniaków na miazgę. Przekładamy ją na duże perlonowe sito i przelewając wodą odzyskujemy sok. Opłukujemy w ten sposób miazgę z soku, do czasu aż ściekający z sita płyn straci barwę - to będzie akurat 10 litrów wody :) Można oczywiście wycisnąć sok w sokowirówce, przepłukiwać miazgę z pojemnika na resztki i następnie płyn połączyć z sokiem. Następnie dodajemy cukier, goździki, pokruszony cynamon, drożdże i pozostawiamy naczynie na dobę pod przykryciem (może być pokrywka lub ściereczka) w temperaturze pokojowej. Po tym czasie przelewamy do butelek i odstawiamy w chłodne miejsce (czyli do lodówki). Po kolejnych dwóch dniach można pić i zachwycać się niecodziennym smakiem :)


Fot. Ciotka Chichotka


Nie należy przetrzymywać kwasu w ciepłym miejscu dłużej niż 24 godziny, bo zrobi się winko :) I trzeba uważać z ilością kory cynamonu. Może przytłumić smak i aromat porzeczki! Smacznego :)

wtorek, 24 czerwca 2014

Kwas tymiankowy

Fot. Ciotka Chichotka
W ogródku ziołowym Ciotki Chichotki pięknie wyrósł tymianek. Ciotka Chichotka postanowiła zatem poeksperymentować i przygotowała... kwas ziołowy na bazie tymianku. O tymianku wpis już się kiedyś pojawił, zatem bez zbędnych ceregieli przejdźmy do rzeczy :)

Do przygotowania kwasu można użyć tymianku świeżego lub suszonego. Sprawdza się także sok / syrop tymiankowy, który można przyrządzić dokładnie tak samo jak syrop z kwiatów czarnego bzu. Moim zdaniem najlepiej smakuje jednak kwas przygotowany na świeżym tymianku. A zatem, gałązki tymianku lekko upychamy w litrowym słoju i zalewamy wrzątkiem. Zakręcamy nakrętkę i odstawiamy na dobę, aby napar naciągnął i był mocny. Następnie płyn odcedzamy, wyciskamy gałązki w lnianą ściereczkę, aby wszystkie dobroci trafiły do naparu i uzyskany w ten sposób płyn przelewamy do czterolitrowego słoja, dopełniając go przegotowaną, mocno ciepłą wodą. Dosypujemy około 15-20 dag cukru, dodajemy sok wyciśnięty z dwóch dorodnych, soczystych cytryn, płaską łyżeczkę (niepełną) suszonych drożdży oraz kilka rodzynek. Na słój nakładamy nakrętkę (bez dokręcania) lub obwiązujemy go ściereczką i odstawiamy na 3-4 dni. Po tym czasie ostrożnie przelewamy kwas do butelek. Do każdej wkładamy po 3 rodzynki, mocno zakręcamy i odstawiamy w chłodne miejsce na kolejne dwa dni. I już - można pić :)

piątek, 20 czerwca 2014

"Pasikonik"

Co prawda krzewy dzikiej róży powoli przekwitają, ale jeszcze można znaleźć takie, które są w pełni kwitnienia. A warto, bo płatki róży można wykorzystać do przygotowania pewnej nalewki, którą zwie się "Pasikonik". Zastanawiałam się, czy nazwa sugeruje skutki uboczne spożycia takiego trunku, czy raczej chodzi o to, iż sporządza się go z ziół? Przepis to litewski, a litewskie trunki na ziołach słyną z tego, że są... wyskokowe :)


Fot. Ciotka Chichotka
Na nalewkę potrzebujemy po łyżeczce suszonego kwiatu róży, ruty, mięty, mały kawałek cynamonu, kilka goździków, kawałek świeżego imbiru i gałki muszkatołowej. Zioła i przyprawy zalewamy szklanką wody i gotujemy około 20 minut. Rozpuszczamy pół szklanki miodu, do miodu dolewamy ziołowy wywar i zalewamy litrem wódki. Całość należy podgrzać pod przykryciem (ale nie gotować!). Przelewamy płyn do słoja, następnie, kiedy różne takie fragmenty ziół i przypraw opadną na dno, rozlewamy do butelek. I odstawiamy w chłodne, ciemne miejsce na kilka tygodni lub nawet miesięcy.

No to zabieramy się do twórczej pracy :)


niedziela, 8 czerwca 2014

Kwiat bzu smażony w miodzie

To inspiracja staropolska. Idealny słodzik łagodzący bóle gardła a jednocześnie prawdziwy smakołyk. Trafiłam na ten przepis na jednym z portali społecznościowych zaś zamieścił go badacz konfektów i historyk jedzenia.

Fot. Ciotka Chichotka


Ponieważ uwielbiam dziki bez, bo to świetna i pospolicie występująca roślina eksperymentalna, zadecydowałam: robimy konfekt! :)

Fot. Ciotka Chichotka


Przy okazji jednej z wypraw nazrywałam kwiatów bzu (teraz mamy sezon), w domu poodrywałam drobne kwiatuszki od szypułek i opłukałam na sicie. Ilość wagowa kwiatu powinna być porównywalna do ilości użytego miodu. Warto też zerwać kwiatów nieco więcej, gdyż może się okazać, że należy go jeszcze trochę do smażonego produktu dosypać. Rozpuściłam w płaskim rondelku 650 g miodu wielokwiatowego. Do rozpuszczonego miodu wlałam sok z jednej, sporej i soczystej cytryny. Kiedy miód zawrzał wrzuciłam osączony kwiat bzu. Smażenie trwało około pół godziny. Następnie przelałam konfekt do słoja i gotowe.

Wersja zdrowsza, bo zachowująca walory miodu, to ogrzewanie go wraz z kwiatami do temperatury około 40 stopni. Trzeba starać się utrzymać ją przez około 40 minut. Następnie konfekt przelewamy do słoja.

Pozostały, jeżeli zerwaliśmy go zbyt wiele, kwiat zachowujemy! W żadnym razie nie wyrzucamy. Można z niego przygotować susz i stosować jako dodatek do herbat napotnych lub przygotować... kwas :)

środa, 7 maja 2014

Suszenie kwiatu kasztanowca

We Wsiowej Kuchni trwa suszenie kwiatów kasztanowca zwyczajnego. Będą doskonałym dodatkiem zdrowotnej herbatki (3-4 suszki na kubek napoju) i posłużą do przygotowania naparu kąpielowego, który wygładza skórę, uszczelnia naczynia krwionośne, likwiduje obrzęki, odpręża. Hm... Kto wie, może zostanie wyprodukowany wyciąg alkoholowy do smarowania przepracowanych mięśni nóg? :) Zobaczymy. Na razie, póki kasztanowiec kwitnie, trzeba zbierać surowiec w odludnych miejscach, poza miastami i z daleka od często użytkowanych dróg czy fabryk.


Fot. Ciotka Chichotka



czwartek, 1 maja 2014

Kwas jabłkowy

Zeszłoroczne jabłka warto wykorzystać do zrobienia kwasu jabłkowego. Smaczniejszy byłby z jabłek wczesnych (spadów czy świeżo zerwanych), ale na te trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. 1,5 kg jabłek krajamy w plastry i układamy w dużym naczyniu, dodajemy dwie garście suszonych winogron lub rodzynków, zasypujemy cukrem (około 80 dag) i zalewamy przegotowaną, ciepłą wodą. Na taką ilość produktów wody powinno być około 10 litrów. Następnie dodajemy roztarte w odrobinie ciepłej wody drożdże (2 dag). Odstawiamy naczynie do sfermentowania, następnie przez gęstą ściereczkę przelewamy do butelek i przechowujemy podobnie jak kwas chlebowy. Kwas z jabłek gotowy jest do picia po mniej więcej 3-4 dniach. Ma łagodny smak i delikatny, jabłkowy aromat.


Fot. Ciotka Chichotka



Smacznego!

środa, 30 kwietnia 2014

Nalewka na pędach sosny

Sosnówka chodziła za Ciotką Chichotką już jakieś trzy lata, ale przegrywała z szyszkówką. W tym roku jednakże we Wsiowej Kuchni pachnie młodą sosną, bo Ciotka przytargała z Ugorów sosnowych, żywicznych odrostów, w ilości wystarczającej na butelkę syropu i dwa litry nalewki.



Fot. Ciotka Chichotka

Pędy przebrać z igieł, pajączków, opłukać, połamać na mniejsze kawałki i zasypać cukrem (tu użyto 0,75 kg na każdy słój). Słoje czterolitrowe należy wypełniać do 3/4 wysokości, kiedy pędy puszczą sok i rozpuści się cukier powinny zajmować pół objętości słoja. Słoje zakręcamy i niech tak sobie stoją w słoneczku tydzień albo i dwa. Później należy odlać sok (będzie z niego syrop na kaszel) - z każdego słoja po mniej więcej 300 ml. Resztę zawartości zalać alkoholem 45% (litr na jeden słój).

Fot. Ciotka Chichotka

Oczywiście, za jakiś czas pojawi się fotka ilustrująca efekt końcowy tego eksperymentu :))





czwartek, 27 lutego 2014

Pączki z dziurką

Jeżeli tłusty czwartek to obowiązkowo smażenie pączków. We Wsiowej Kuchni najbardziej smakują oponki z serem nazywane pączkami z dziurką :) Przepis znany jest  i przechowywany w tajemniczych zeszytach Ciotki Chichotki od ponad 30 lat i zawsze, kiedy pojawia się zamysł smażenia pączków, wybór pada na te z dziurką właśnie. 

Pączki z dziurką

50 dag sera białego półtłustego (trzy razy mielonego)
50 dag mąki pszennej
10 dag cukru
1 małe opakowanie cukru waniliowego
3 duże żółtka
pół białka jaja
1 czubata łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka octu
250 ml śmietany 18%
szczypta soli

tłuszcz do smażenia, mały kieliszek spirytusu (dodać do zimnego oleju), cukier puder do posypania.



Fot. Ciotka Chichotka


Mąkę wysypać na blat lub do głębokiej miski, dodać ser, cukier i cukier waniliowy, żółtka, białko, sodę, ocet i śmietanę. Zagnieść ciasto. Można dosypać maki, jeżeli ciasto okaże się zbyt luźne. Następnie rozwałkować je na posypanym mąką blacie na grubość ok. 1,5 - 2 cm. Z ciasta wykrawać szklanką kółka a na środku każdego z nich małą dziurkę (można posłużyć się kieliszkiem bądź foremką do rurek waflowych). Oponki smażyć na niezbyt mocno rozgrzanym tłuszczu z obu stron, na złoty kolor. Gotowe oponki odłożyć na sito lub papier, aby tłuszcz ociekł a kiedy już przestygną - posypać cukrem pudrem.


Smacznego!



środa, 26 lutego 2014

Testowanie nowości, czyli wędliniarstwa ciąg dalszy :)

We Wsiowej Kuchni od dłuższego czasu trwa testowanie przepisów na różnego rodzaju wędliny. Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami i trzeba będzie zaopatrzyć się coś pysznego i mięsnego. No, obowiązku nie ma, ale Ciotka Chichotka lubi czasem skosztować coś, czego w sklepie nie zawsze uda się kupić. Wychodzi również z założenia, że smakołyk przygotowany po wsiowemu nie przestaje być smakołykiem po trzech dniach, jak to zazwyczaj ze smakołykami sklepowymi bywa.

Fot. Ciotka Chichotka
Na pierwszy ogień poszły pieczyste, czyli boczek i łopatka. Boczku niestety nie udało się tym razem kupić z żebrami i skórą a taki jest najlepszy: zachowuje swój naturalny kształt, bo nie deformuje się podczas pieczenia a i tłuszcz tak "nie ucieka". Boczek przygotowano w bardzo prosty sposób. Został natarty solą pieprzem i papryką i pozostawiony w chłodzie na trzy godziny. Po tym czasie należało go jeszcze natrzeć namoczonym roztartym majerankiem i upieczony (ok. 1 kg mięsa, 75 minut pieczenia w temperaturze 180 st., podczas pieczenia częściowo nakryty folią aluminiową). Z łopatką było troszkę więcej pracy. Łopatkę zwinięto na kształt szynki i wsadzono do siatki wędliniarskiej. Należało ją wcześniej natrzeć solą (peklującą), pieprzem, ostrą papryką, obłożyć świeżymi gałązkami rozmarynu, wymięsić, ułożyć w szklanym naczyniu i pod przykryciem przechować w lodówce 24 godziny. Jeżeli nie nastrzykujemy mięsa solanką z soli peklujące to warto przetrzymać łopatkę dodatkową dobę, gdyż może się okazać, że po upieczeniu tylko część mięsa zachowała swój kolor :) Łopatkę o wadze około 1,20 kg piecze się w temperaturze ok. 170 stopni przez godzinę i 20 minut.

Fot. Ciotka Chichotka


Kolejny eksperyment to kiełbasa jałowcowa :)) Mięso zostało przygotowane według przepisu dostępnego tutaj: http://blogl4.blog.pl/2013/07/12/kielbasa-jalowcowa/. Został jednakże zmodyfikowany: do mieszanki mięsnej poza solą peklującą dosypano sól kuchenną (1 łyżka) zaś ziaren jałowca użyto nie pięć sztuk a także łyżkę. Ziarna były suszone i należało je obtłuc. Część mięsa została posiekana ręcznie, część zmielona maszynką. Jeżeli generalnie siekać nam się nie chce, to warto zmieniać sitka i na pewno trzeba skorzystać z szarpaka. Kiełbasy zostały uwędzone na gorąco, oparzone we wrzątku przez 20 minut i suszone w przewiewnym, ciepłym miejscu przez pięć dni.

Fot. Ciotka Chichotka


No i ostatni eksperyment, czyli schab dojrzewający! Fantastyczny, oryginalny smak, delikates pierwsza klasa :) Troszkę przypomina smakiem litewski kindziuk. Produkcja trwa dwa tygodnie, ale nie jest bardzo absorbująca. Przepis został znaleziony w internecie. Pozwolę sobie zamieścić film, który był mi drogowskazem:


Link do przepisu tradycyjnego: TUTAJ


PS. Ciotka Chichotka oczywiście pochwali się swoim schabem, musi tylko zrobić zdjęcie :)

PS.2  Obiecane zdjęcie :)

Fot. Ciotka Chichotka




niedziela, 5 stycznia 2014

Bieda-zupa z róży i bzu

Szperając po starych publikacjach natykam się czasem na przepisy potraw "regionalnych", "tradycyjnych", które zaskakują prostotą wykonania i subtelnym smakiem. Zachwycając się tymi potrawami "od święta", dzieląc się przepisani na nie na blogach i portalach kulinarnych, mało kto zastanawia się, że wiele owych "regionalnych" dań było efektem biedy a nie jakichś specjalnych "innych" upodobań kulinarnych. Nikt nie zastanawiał się w dawnych czasach nad tym, że warto być bliżej natury, zdrowo się odżywiać, jeść witaminki itp. - jedzono to, co było dostępne, to, czego nie trzeba było kupować, to, co było tanie, co samemu się wyhodowało, zebrało, wykopało. Poszczono, bo mięso i tłuszcze były towarem deficytowym, a nie jedzenie go należało w jakiś sposób usankcjonować i wyjaśnić.

Jeżeli sięgnąć po książki opisujące losy zesłańców syberyjskich i więźniów łagrów, to i w nich znajdzie się sporo opisów wykorzystania darów przyrody, jako produktów żywnościowych. Owoce głogu, jarzębiny, brusznice, czeremcha, orzeszki sosnowe, przetopiony tłuszcz, ryby, dzikie ptactwo... To były często rarytasy, ale i podstawowe produkty żywnościowe dla ludności tam zamieszkałej. Ci, którym wiodło się lepiej, nie robili mąki czeremchowej, bo mieli pszenną czy żytnią, nie pościli, jeżeli mieli dostęp do mięsa. I nie robili herbaty z fermentowanych liści dzikiej jeżyny, bo mogli sobie kupić "prawdziwą" :)



W Sieradzkiem też jadano bieda-zupy. Kartka ze zbiorów Ciotki Chichotki
Dla nas rarytasy - dla innych przekleństwo i konieczność! Oczywiście warto po te przypisy sięgać, chociażby po to, aby powrócić na chwilę do zapomnianych smaków, ożywić wspomnienia, czy po prostu, żeby te smaki poznać. Brak konserwantów w tychże daniach, kostek rosołowych, glutaminianu sodu jest niewątpliwie zaletą. Dziś Ciotka Chichotka proponuje dwie bieda-zupy: z dzikiej róży i owoców czarnego bzu.

Polewka z róży

10 dag suszonych owoców róży (bez pestek)
5 dag suszonych owoców głogu
1 litr wody
7 dag cukru
małe opakowanie śmietany 12%

Dodatkowo w wersji lux:
cynamon
skórka z cytryny
ok. 150 ml wina

Owoce gotujemy do miękkości i przecieramy przez sito lub miksujemy. Dodajemy wino, śmietanę, cukier i przyprawy - zagotować i podawać w małych filiżankach np. z grzankami, grubym makaronem, groszkiem ptysiowym. Skórka z cytryny i wino doskonale zaostrzają smak - bez nich polewka wydaje się raczej mało wyrazista w smaku.


Zupa z bzu

30 dag świeżych owoców czarnego bzu (mogą być mrożone)
1,5 litra wody
10 dag cukry
maka pszenna (do zaklepania zupy)
pół szklanki mleka

Owoce gotujemy i przecieramy przez sito. Następnie do przecieru dodajemy cukier, mleko i zaklepujemy mąką wymieszaną w odrobinie zimnej wody. Zagotować i podawać z kluseczkami. Uwaga: owoce podczas gotowania lubię wykipieć. Do przyrządzenia tej zupy można wykorzystać zrobiony jesienią sok :)


Smacznego!