niedziela, 10 stycznia 2016

Bylica we Wsiowej Kuchni - piołun


Jakiś czas temu zaprzyjaźniłam się z bylicami. To bardzo ciekawe rośliny i jeżeli pozbierać o nich trochę informacji, to przestają być zwykłymi chwastami. Przeciwnie - to prawdziwe przyjaciółki. Korzystni oddziałują na zdrowie i urodę, a i potrafią przyjemnie podłechtać podniebienie. Z piołunem zaprzyjaźniłam się w zeszłym roku. Przede wszystkim dlatego, że miałam ogromną ochotę przygotować piołunówkę. Wyszperałam nawet kilka doskonałych przepisów. TUTAJ traficie na przepisy ogólnie dostępne.



Artemisia absinthium - Köhlers Medizinal-Pflanzen, 164

Ponieważ udało mi się znaleźć przepiękny piołun i... bardzo rozrośnięty, zainteresowałam się także innym zastosowaniem tego ziółka, bo przecież ilość zebranego latem ziela wystarczyłaby na kilkadziesiąt litrów nalewki! Zachwycił mnie jego zapach - jest zniewalający - oraz przepiękny, siwy kolor i pokrój. Piołun to roślina zdecydowanie dekoracyjna i choćby z tego względu warto ją mieć w ogrodzie lub... na balkonie. Pamiętajcie jednak - ona lubi się dobrze rozrosnąć.


Fot. CC

O leczniczych właściwościach piołunu można przeczytaj TUTAJ oraz TAM - zanim zacznie się korzystać z tego zioła, warto dowiedzieć się czegoś więcej o jego działaniu, prawda? Trzeba podchodzić do niego z szacunek i respektem, bo może zaskoczyć choćby diabelsko gorzkim smakiem. No i należy pamiętać, że zawiera TUJON


Fot. CC

Nie należy się jednak piołunu bać. Zebrawszy sporą ilość zioła, najpierw zaczęłam dodawać je do mieszanek kąpielowych i do płukanki do włosów. Zauważyłam, że lepsze efekty są przy dodaniu małej ilości piołunu - wystarczy gałązka w mieszance, z której gotowany jest wywar przeznaczony na pół wanny wody lub na płukankę. W płukance sprawdził się w mieszance z bylicą pospolitą, krwawnikiem i liściem orzecha włoskiego.

Dla urody użyłam go też w maseczce kosmetycznej. Łyżkę roztartych ziół wymieszałam z dwoma łyżkami płatków owsianych (górskich) i zalałam wrzątkiem tak, aby powstała niezbyt rzadka papka. odczekałam, chwilę i ciepłą nałożyłam na twarz a zmyłam ciepłą wodą po 15 minutach od jej nałożenia. Efekt - wygładzający, lekko wyrównujący koloryt skóry, relaksujący. Następnym razem może dodam trochę oleju ziołowego?

A kulinarnie? Poza nalewką warto wypróbować piołun do przyprawienia tłustego sosu czy mięsa. DELIKATNIE! Piołun jest - jak wspomniałam wcześniej - baaardzo gorzki,ale też skuteczny i silnie działający. No, ale cóż... Mus nie mus, ale brzuszek pieczony będzie na pewno!







PS. W sezonie zimowym, niestety, moje zdjęcia nie są zazwyczaj godne pokazywania ich światu, zatem w miarę możliwości i jakości, będę posty systematycznie zdjęciami wzbogacać, o ile zrobię coś z oświetleniem :) Mam nadzieję, ze zostanie mi to wybaczone :)








sobota, 2 stycznia 2016

Pierś kurczaka w kwiecistej marynacie


Pamiętacie jeszcze jak kwitną drzewa mirabelkowe? Eh... Do kwietnia jeszcze sporo czasu, rok dopiero się zaczął i chyba trochę zimy jeszcze będzie - to jednak nie powód, żeby nie korzystać z dobrodziejstw lata. W zeszłym roku zrobiłam ocet na kwiatach mirabelki i dziś posłuży mi w kuchni za marynatę. Hm.. Nie, nie. Nie zrywam kwiecia w celach użytkowo-kulinarnych z drzew rosnących w pobliżu torów kolejowych. Tu robiłam tylko zdjęcia :)

Fot. CC



Znalazłam kilka drzew z dala od tzw. szlaków komunikacyjnych. To była bardzo pachnąca wyprawa :)



Fot. CC


Ocet macerował się dość długo i początkowo wydał mi się zbyt bardzo pachnący kwieciem. Walory zapachowe doceniłam dopiero teraz, zimą, kiedy chwycił mróz i zamarzył mi się letni dzień poza miastem. Zapach zachwycił, więc pomyślałam: co by tu lekkiego zjeść? Wybór padł na pierś kurczęcia w słodko-kwaśnej marynacie. Niby nic skomplikowanego a jednak sytuacja tylko z pozoru wydaje się prosta. Po pierwsze, nigdy wcześniej nie używałam tak przygotowanego octu. Po drugie, nie wiem, jakie przyprawy mogą pasować do jego aromatu i pytanie, czy w ogóle są potrzebne? Po trzecie, jakie dodatki będą "na miejscu"? Czy prosty ziemniak? A może jednak ryż?

***

Macerowanie kwiatów. Fot. CC



Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie umiar i asceza :D Pierś umyłam, osuszyłam, lekko rozbiłam, oprószyłam solą, pieprzem i natarłam czosnkiem oraz kilkoma łyżkami musu jabłkowego wymieszanego z 70 ml octu kwiatowego. Następnie odstawiłam pod przykryciem na kilka godzin w chłodne miejsce. Przełożyłam do foremki, na każdą pierś położyłam kawałek świeżego masła. Nakryłam formę i wstawiłam do piekarnika na około 50 minut. Podłączyłam temperaturę 180 stopni i termoobieg. Najdogodniej byłoby piec w naczyniu żaroodpornym, Foremkę można jednak nakryć kawałkiem folii aluminiowej lub silikonowym papierem do pieczenia. Chodzi oto, aby mięso nie straciło soczystości. Warto jest też je lekko osznurować lub po prostu zawinąć w papier do pieczenia. Pod koniec pieczenia rozchyliłam papier, aby piersi delikatnie się zrumieniły, ale nie wyschły.







Fot. CC

Mięso podałam do ziemniaków tłuczonych z masłem, mlekiem i odrobiną czosnku oraz do mizerii ze świeżego ogórka (kilka łyżek śmietany, sól krwawnikowa, pieprz kolorowy i kilka listków suszonego krwawnika do dekoracji i smaku). Ziemniaki polałam maślano-jabłecznym sosem z pieczenia. Niestety zdjęcia się nie udały, ale apetyt dopisał. Kruche, soczyste mięsko zniknęło szybciutko, podobnie jak reszta dania. Wsiowy Pies szalał, Wsiowa Dorosła zresztą także. Aromat kwiatowy świetnie się skomponował z musem jabłkowym. Trzeba zatem wpisać do tegorocznego kalendarza macerowanie kwiatów mirabelki - warto!


Smacznego bardzo!