niedziela, 15 listopada 2020

Makaron czy kluska?

Kupuję gotowe makarony - i owszem. Dzięki temu oszczędzam masę czasu, bo poza domowym kucharzeniem pracuję zawodowo i zajmuję się wieloma innymi sprawami ;) Uwielbiam jednak domowy makaron, który w moim rodzinnym domu po prostu nazywany był... kluskami. Zatem robiło się kluski, niekiedy na zapas. Makaron zaś... kupowało się w sklepie. Kluski jednakże bywały różne. A zatem były kluski z makiem, kluski śląskie, pyzy, pampuchy - kluski na parze, kluski lane, kluski zacierki i kładzione. Nawet kopytka to były kluski. 







Ponieważ lubię eksperymenty, moje domowe kluski bywają bardzo różne - zależnie od tego, jakimi dodatkami do nich akurat dysponuję albo, ile czasu mogę poświęcić na ich przygotowanie. Sądzę, że warto testować smaki i różne rodzaje klusek - codzienne zupy zyskują na tym wiele a niekiedy z codziennego dania stają się daniem... odświętnym :) Nudne naleśniki pokrojone w paski jako dodatek do rosołu potrafią bardzo uatrakcyjnić obiad.



Szczególnie polecam makron czy kluski szpinakowe, pomidorowe, z kurkumą, pokrzywą, sokiem z buraka, razowe, z dodatkiem mąki gryczanej, z mączkami ziołowymi, pokruszonymi wodorostami, z mączką grzybową, Podstawowy przepis na dobre ciasto makaronowe  mówi o 4 jajkach na 0,5 kg mąki. Z dodatkiem szczypty soli i 2-3 łyżek wody wyrabia się z mąki i jajek twarde, gładkie ciasto. Dodanie suszu wymaga dodania kolejnej łyżki wody, dodanie zaś soku lub przecieru - eliminuje z przepisu wodę. Dodatek mąki np. gryczanej, jaglanej, ryżowej zwiększa liczbę użytych do przygotowania makaronu jajek.  




Kolorowy, inny niż fabryczny, makaron dobrze wysuszony i ładnie opakowany może być doskonałym prezentem dla łasucha. Myślę, że warto to wziąć pod uwagę szczególnie teraz, w okresie przedświątecznym. Najlepiej jest pakować makaron w opakowania zawierające 100-250 gramów suchego produktu na jedno użycie dla 1-3 osób - zależnie od dania, jakie chcemy przygotować. Pamiętać też trzeba, że taki domowy makaron nie "rośnie" aż tak bardzo w gotowaniu jak ten fabryczny, ale za to jest sycący.

A zatem warto od czasu do czasu zakasać rękawy i wspomagając się maszynkami do wałkowania i cięcia makaronu przygotować kilka porcji domowych klusek. Polecam.









sobota, 7 listopada 2020

Sos z lakówki ametystowej do wieprzowiny


Kolejna leśna niespodzianka! Pod dębami napotkałam lakówkę ametystową i oczywiście zapragnęłam spróbować, jak smakuje. Nigdy jej wcześniej nie jadłam, bo jeżeli spotykałam ten barwny grzybek to malutki sztuk jeden a tym razem zebrałam go blisko 30 dkg. Zatem będzie obiad. 

Lakówki zbierałam z duszą na ramieniu, bo byłam na terenie dzików a Wsiowy Pies - o dziwo - chodził tuż przy nodze. Dziki musiały być zatem bardzo blisko, ziemia było świeżo zryta i miejscami pachniało chlewikiem. Jednakże nie mogłam zostawić takich ślicznych grzybów w lesie i tak po prostu zwiać.  






 
Po powrocie do domu oczyściłam grzyby, opłukałam i zdecydowałam się przygotować sos. Wegetarianie nie będą zachwyceni, bo do tego sosu potrzebny jest tłusty rosół z gęsi, ale sądzę, że i wywar z warzyw byłby niezłym rozwiązaniem.




Sos z lakówki ametystowej

300ml tłustego rosołu z gęsi
lub
300ml chudego rosołu
1 łyżka stołowa tłuszczu wygotowanego z gęsi

ok. 30 dkg oczyszczonej lakówki z trzonami
1/2 cebuli średniej wielkości
trzy łyżki stołowe śmietany 12%
ząbek czosnku
1-2 Łyżki mąki
1/3 szklanki wody
sól, pieprz zielony
2 łyżki stołowe siekanej naci pietruszki

Cebulę posiekać. obsmażyć na łyżce oleju lub gęsim smalcu, dodać grzyby, posolić i dusić wszystko razem kilka minut. Dolać rosół, dodać czosnek, pieprz i dalej gotować do miękkości grzybów. Następnie zaprawić sos mąką wymieszaną w 1/3 szklanki wody, jeszcze zagotować. Zestawić garnek, do gorącego sosu dodać śmietanę, dokładnie wymieszać i wsypać nać pietruszki. Podawać do dań z wieprzowiny i warzyw gotowanych na parze.





Pyszna sprawa :) Smacznego :)




środa, 4 listopada 2020

Gąsówka fioletowawa w marynacie

 

Wysypało trochę gąsówką fioletowawą w okolicy, trzeba zatem korzystać z okazji. To grzyb, który łatwo jest rozpoznać z powodu nietypowej barwy, no i jest smaczny - można go dusić, smażyć i marynować. Część takich starszych okazów i te nieco połamane (niestety) obgotowałam, posiekałam i zamroziłam na zaś. Te zgrabne, młode i ładnie wybarwione postanowiłam przygotować w marynacie. Do suszenia nie bardzo się nadają, bo podobno są wtedy nieszczególne w smaku - nie wiem, nie próbowałam ich suszyć. Może innym razem, jeżeli jeszcze znajdę jakieś miejsce gąsówki.

Gąsówka niestety traci swą jakże atrakcyjną barwę podczas gotowania. Wciąż jednak ma inny kolor i wygląd niż grzyby zwane szlachetnymi, które zazwyczaj marynujemy jesienią. Sądzę, że tak czy inaczej uda się zaskoczyć gości podając na stół grzyby bladofioletowe, dekorując nimi półmiski i podając jako zakąskę. 




Gąsówka fioletowawa w marynacie

Kilkanaście kapeluszy młodej gąsówki
Zalewa:
180g - 200g (małe opakowanie) musztardy sarepskiej lub miodowej
1/2 szklanki domowego octu jabłkowego
1/2 szklanki wody
3 łyżki stołowe culru
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki gorczycy
5 ziarenek pieprzu

Grzyby obgotować i odsączyć z wody na sicie. Przełożyć je do małych słoików, takich na jedno użycie. Z podanych składników ugotować zalewę, w razie potrzeby dolać wody lub octu, przyprawić i gorącą zalać grzyby. Słoiki zakręcać i pasteryzować.




Grzyby w occie muszą odstać kilkanaście dni, żeby były gotowe do spożycia i przeszły marynatą. Na zimową kanapkę będą idealne i na pewno umilą niezbyt sprzyjające czasy. Pamiętajcie jednak, że jeżeli ktoś boi się, że gąsówki nie rozpozna a jej kolor bardziej go straszy niż zachęca i w ogóle ktoś ma jakąś obawę - niech gąsówki po prostu nie zbiera, zostawi ją w lesie i doceni urodę. Ta zasada dotyczy zresztą wszystkiego, co zbieramy, nie znamy a jest dziko rosnące.



wtorek, 15 września 2020

Coś pysznego, czyli szybkie dania z grzybów leśnych


Sezon grzybowy trwa już od jakiegoś czasu, co niewątpliwie napawa optymizmem. Ja zazwyczaj zbieram grzyby przy okazji dłuższych czy krótszych wypadów ze Wsiowym Psem i od jakieś czasu wracam z przyjemnym ciężarem na ramieniu. Najczęściej grzyby po prostu suszę i wykorzystuję później do bigosów, pierogów, barszczu, pasztecików i innych wytrawnych wypieków oraz do zup i sosów. Czasem jednak łakomstwo albo potrzeba eksperymentowania bierze górę.

Ostatnio zostałam skutecznie zachęcona do wypróbowania smaku purchawek przyprawionych sosem sojowym. No i zdarzyło mi się zebrać kilka sztuk, młodych, dorodnych, bielutkich w środku. Pokroiłam je na plasterki, obsmażyłam z cebulką, przyprawiłam solą, pieprzem, cząbrem i tymiankiem, podlałam sosem sojowym (dwie łyżki ciemnego sosu) i dusiłam kilka minut pod przykryciem. Następnie pokrywkę zdjęłam i odparowałam płyn jednocześnie dosmażając danie.




Purchawki podałam z pieczywem, obficie posypane siekanym szczypiorkiem czosnkowym. Było nieźle, nawet smacznie, choć purchawki to jednak nie jest mój ulubiony grzyb.


Dziś jednakże z apetytem zjadłam fantastyczną zupę z grzybów leśnych mieszanych. Po dwie - trzy sztuki, prawdziwków, koźlaków, maślaków, podgrzybków brunatnych oczyścić, opłukać i pokroić na plasterki. Włoszczyznę obrać, zetrzeć na tarce obsmażyć w rondelku na maśle. Zalać wodą, posolić i dodać grzyby i ugotować do miękkości dodając pod koniec świeżo mielony pieprz. Wlać ok. pół szklanki mleka. Zagotować, zestawić garnek i wsypać sporo posiekanej naci pietruszki. Podajemy z cienko krojonym makaronem.





Grzyby można również ugotować na rosole, który został z obiadu. I ja tak najczęściej zresztą gotuję zupy, mając już wywar .przygotowany wcześniej. To znacznie przyspiesza przygotowanie posiłku.

No cóż, życzę koszyków pełnych grzybów i smacznego :)






czwartek, 11 czerwca 2020

Zupa pokrzywowo-morelowa na winie ryżowym


No cóż, dzień świąteczny, ale jakiś taki... Sami wiecie. Pogoda od samego rana sprzyjała pieszym wędrówką, zatem powędrowaliśmy ze Wsiowym Psem dość daleko. Wróciliśmy z piękną porcją pokrzywy i z mokrymi łapami - tak, tak. Ktoś do wody wszedł a ktoś drugi do niej wpadł ;) Wróciliśmy zmęczeni i głodni, ale baaaardzo zadowoleni. Szkoda tylko, że kolejne tereny zajmują jakieś budowy. Nie jest to dla nas dobrą wróżbą.

Z przyniesionej pokrzywy postanowiłam przygotować zupę w wydaniu świątecznym, bardzo nietypową, ale smaczną. Myślę, że w tej wersji pokrzywa może trafić na świąteczny stół i wstydu pani domu na pewno nie przyniesie.





Zupa pokrzywowo-morelowa z winem

1 litr rosołu
4 garście młodej pokrzywy / nie kwitnące jeszcze szczyty
1 łyżka masła
2 ząbki czosnku
4 morele / morele z kompotu
ok. 10 dkg sera żółtego
1/2 szklanki wina ryżowego
2 jajka
3 łyżki mąki
sól, pieprz, cukier
sok z cytryny

Pokrzywę umyć, sparzyć wrzątkiem i posiekać. W rondelku rozgrzać masło, wrzucić pokrzywę, obrany i posiekany czosnek i smażyć kilka minut, cały czas mieszając. Po tym czasie wlać do pokrzywy szklankę wody i dusić pod przykryciem około 10 minut. W tym czasie rozdzielić żółtka od białek. Żółtka rozbełtać a z białek, odrobiny soli i mąki ukręcić ciasto nieco gęściejsze niż na lane kluski. Odstawić. Ser zetrzeć na tarce o drobnych otworach.

Do garnka z pokrzywą włożyć morele, wlać rosół, zagotować i zmiksować na gładko. Wlać wino, wsypać ser i ponownie zagotować. Następnie dodać żółtka i znów chwilę gotować. Ważne, aby ser rozpuścił się dobrze w zupie i przestał "ciągnąć się" na łyżce podczas mieszania zupy. W tym też czasie doprawiamy zupę solą, pieprzem, sokiem z cytryny i odrobiną cukru (szczypta wystarczy). Kiedy zupa ponownie zawrze małą łyżką nakładamy kluseczki z białek i mąki. Staramy się, aby kluseczki nie nachodziły jedna na drugą i nie mieszamy w tym czasie zupy, aby nam się nie rozpadły. Kiedy całe ciasto przełożymy do garnka, zupę jeszcze należy chwilę pogotować i zestawić.

Danie podajemy w głębokich talerzach, dekorujemy je kleksem śmietany i kwiatami. Ja użyłam do tego celu kwiatów wierzbówki, ale świetnie sprawdzą się też mini bratki albo kwiaty szałwii. Zamiast kluseczek, które są zresztą bardzo lekkie i pulchniutkie, można zaserwować groszek ptysiowy albo grzanki - też będzie pysznie.


Smacznego!











wtorek, 2 czerwca 2020

Zupa ziołowa


Co zrobić, kiedy nie ma się ochoty biegać po zakupy a jeść trzeba? Wystarczy wyjść na spacer! Najlepiej gdzieś, gdzie nie jeżdżą auta, nie ma fabryk, gdzie ziemia nasycona jest wilgocią a zieleń umyta deszczem jest apetycznie jędrna. Z takich spacerów zawsze wracam z dobytkiem - a to kwiat, a to liść, a to korzonki ;) Później trzeba szybko zbiór zagospodarować, żeby się nie zmarnował a dobrze smakował. I tak właśnie dziś się stało. Zamiast do sklepu poszłam na spacer i wróciłam z niego z torbą pełną różnych zdrowych roślinek.

A ponieważ na zwierza nie polowałam, po powrocie ugotowałam sobie zupę bezmięsną, prostą i tańszą od barszczu. I smaczną!




Zupa ziołowa

po garści: podagrycznika, pokrzywy, lebiody, chmielu
1 l wody
4 ząbki czosnku
2 młode ziemniaki średniej wielkości
1/2 szklanki mleka
2 łyżki masła
sól i pieprz

Zioła przebrać i opłukać, pokrzywę sparzyć, lebiodę chwilę obgotować i odcedzić. Na 1 łyżce masła poddusić wraz z czosnkiem posiekaną pokrzywę. Resztę ziół posiekać, dodać do pokrzywy i zalać wodą. Obrać i pokroić w kostkę ziemniaki. Dodać je do gotujących się ziół, posolić i gotować do miękkości. Gdy będą miękkie dodać mielony pieprz, wlać mleko i jeszcze chwilę gotować. I już! Przed podaniem na stół dodać łyżkę masła i poczekać aż się rozpuści w zupie. 


Jakie to proste, prawda? Smacznego :)




piątek, 8 maja 2020

Pasta jajeczno-pieczarkowa do chleba

W każdej lodówce powinno znaleźć się miejsce na tzw. awaryjny słoiczek z czymś na śniadanie, bo rankiem brakuje często czasu na przygotowanie i zjedzenie czegoś smacznego. W mojej lodówce jest sporo takich awaryjnych słoików z pastą, pasztetem, marynatą, kiszonką, żeby móc szybko zaspokoić głód, kiedy przez różne obowiązki zapominam o zakupach albo po prostu brak mi czasu.

Jedną z moich ulubionych past do pieczywa jest pasta z jajek ugotowanych na twardo i smażonych pieczarek. Przygotowuję ją z dodatkiem majonezu. Może i jest trochę kaloryczna, ale mnie to w zupełności nie przeszkadza. Niżej zamieszczam na nią przepis, który oczywiście można modyfikować zgodnie z własnymi upodobaniami. Proponuję eksperymentować z ziołami. Zamiast szczypiorku można dodać rzeżuchę, czosnaczek, kilka gałązek kurdybanka. Kurdybanek zalecałabym  po posiekany przesmażyć razem z pieczarkami.


Pasta do chleba


4 jajka
30 dag pieczarek
2 ząbki czosnku
1 łyżka tłuszczu do smażenia
3 łyżki majonezu
2 łyżki posiekanego szczypiorku
opcjonalnie: 2 łyżki siekanej rzeżuchy lub czosnaczka
sól, pieprz

Jajka ugotować na twardo, obrać ze skorupek i bardzo drobno posiekać. Pieczarki posiekać, czosnek obrać i zmiażdżyć - razem usmażyć. Jajka połączyć z z pieczarkami i czosnkiem, doprawić solą i pieprzem, dodać szczypiorek i majonez - wymieszać. Pastę można przechowywać kilka dni w lodówce. Przed dodaniem szczypiorku lub (i) rzeżuchy można jajka wraz z pieczarkami i majonezem zmiksować na gładko.




Myślę, że warto mieć w lodówce słoiczek z taką pastą, bo w suma "robi" nam szybkie śniadanie. Dodatki - świeże, kiszone czy marynaty, rodzaj pieczywa, podnoszą wartość takiego szybkiego śniadanka i zmieniają mu smak. Dla każdego coś dobrego.

Smacznego :)




czwartek, 7 maja 2020

Octy domowe

Zabawę z octami zaczęłam jakieś 3 lata temu i nie żałuję. Co prawda te słoje, słoiki, butelki i buteleczki, zajmują sporo miejsca, ale o ile ciekawsze i zdrowsze są takie domowe octy od tych rafinowanych, spirytusowych i innych sklepowych, które w zasadzie - jak dla mnie - pachną i smakują dokładnie tak samo niezależnie od rodzaju czy marki i bardziej szkodzą niż wspierają funkcjonowanie organizmu.

Tymczasem każdy ocet wykonany w domu smakuje odmiennie, zależnie od użytego materiału, jakości oraz ilości wsadu owocowego (lub w ogóle roślinnego), cukru, miodu oraz innych dodatków a nawet zależnie od... rocznika ;) Właściwości poszczególnych octów i wpływ na organizm także różni się znacznie i dlatego ziołowe octy można wykorzystywać na różne sposoby np. także kosmetycznie.

Najbardziej lubię octy owocowe. Zioła wolę macerować w przygotowanym wcześniej occie jabłkowym (lub innym), suszyć, mrozić albo zalewać oliwą. Oczywiście myślę tu o ziołach wykorzystywanych kulinarnie, bo już np. ocet z żywokostu, wrotycza, nawłoci czy żmijowca to już całkiem inna bajka, ale i u mnie goszczą. Do zrobienia octu owocowego wykorzystuję wszelkie pozostałości po owocach, produkcji win i nalewek oraz same owoce pokrajane na mniejsze kawałki czy rozgniecione. W zależności od tego, jakie owoce do mnie trafiają i w jakich ilościach, takie octy robię. Zawsze jednak dbam o to, aby uzupełniać zapasy octu jabłkowego, który jest podstawowym octem w mojej kuchni, służy mi nie tylko podczas przygotowywania potraw, marynat mięsnych, przetworów, ale także jest świetnym kosmetykiem i bazą pod maceraty ziołowe i kwiatowe.





Z zasady staram się, aby wsad owocowy zajmował 1/2 objętości pojemnika (słoika), w którym będzie odbywać się fermentacja. Czasem dorzucam więcej, o ile brakuje mi słoików ;) Wody wlewam do wysokości ok. 4/5 pojemnika już zawierającego owocowe resztki. Na litr wody wsypuję 4 łyżki cukru - ocet jest wtedy wystarczająco mocny, aby zakwasić potrawę i służyć za zalewę do marynowania warzyw, no może z niewielkim dodatkiem wody.

Trzeba mieć przy tym na uwadze istotną rzecz. A mianowicie, im mniej wsypiemy cukru na litr wody, tym lżejszy będzie ocet i będzie bardziej aromatyczny, pachnący użytym owocem. Łyżka cukru na litr wody pozwoli na zrobienie sympatycznego kwaskowatego napoju a nie konkretnego octu o średniej mocy. Tak czy inaczej warto nauczyć się  robić octy kulinarne a jeżeli nie - to zaopatrzyć się w nie, bo są dużo zdrowsze od tego, co można dostać w sklepie.

A zatem bierzmy się do pracy i róbmy zapasy. Zioła już są a już za moment pojawią się pyszne owoce :)





wtorek, 5 maja 2020

Polskie zioła w "chińskich" daniach


Kuchnia azjatycka nieodmiennie mnie inspiruje. I chociaż często mówię sobie dość, wracam do swoich wsiowych rewolucji kuchennych, to i tak po jakimś czasie zatęsknię za smakiem bardziej egzotycznym. Zastosowanie polskich ziół w tych moich eksperymentalnych daniach wzięło się stąd, że: w kuchni azjatyckiej używa się się dużo warzyw i zieleniny, dostęp do typowych azjatyckich warzyw, owoców i ziół w stanie świeżym jest na naszym rynku mocno ograniczony ze względu na cenę i brak potencjalnych klientów a co za tym idzie - sensownego importu. Choć już i tak zaopatrzenie jest lepsze niż dawniej, to cały czas odczuwam istotne braki. Musiałam zatem wymyślić swój sposób na "chińszczyznę" i zaczęłam testować nasze krajowe chwasty. Na chwilę obecną na stałe używam chmiel, podagrycznik, babkę lancetowatą i pokrzywę.

Np. młode pędy chmielu świetnie sprawdzą się w daniach z woka. Na zdjęciu poniżej mamy paski wieprzowiny marynowanej w sosie sojowym i paście czosnkowej, które zostały usmażone na oleju wraz z warzywami, uszakami i chmielem. Pędów nie kroję, zjada się je z przyjemnością takie długie, niczym chiński makaron ;) Potrawę można podać z dodatkiem ryżu.





Podobnie jak chmiel z woka można przygotować podagrycznik i liście babki lancetowatej. Zioła powinny być młodziutkie, wiosenne, ponieważ ich obróbka termiczna może być wtedy krótsza - a o to też chodzi. Starsze liście podagrycznika i babki są twardsze i wymagają duszenia - także te odrastające już latem po skoszeniu roślin trzeba dusić i w jedzeniu sprawiają mniejszą frajdę, ale nadają się do zup.

Bardzo smaczny jest np. makaron smażony z różnymi ziołami (świetnie, kiedy po obróbce termicznej różnią się wyglądem i kolorem) i boczkiem podprawiony sosem sojowym i łyżką oleju sezamowego. Oczywiście, z boczku można zrezygnować. Równie pyszna jest zupa rybna z dodatkiem uszaka i podagrycznika (dodajemy nie pokrojone liście wraz z łodyżkami). Smak zupy uatrakcyjnia dodatek pasty Tom Kha.





Pokrzywa natomiast sprawdzi się w pierożkach smażonych na głębokim oleju. Pokrzywę należy udusić na maśle wraz z czosnkiem i dodać do mielonego, ugotowanego wcześniej w rosole mięsa. Pierożki zjada się z pikantnym sosem brunatnym, podanym w oddzielnym naczyniu. Sos zaś przygotowuje się na bazie sosu sojowego. Tym pierożkom poświęcę oddzielny post.




Te całkiem proste w przygotowaniu potrawy właściwie nigdy mi się nie nudzą, bo bardzo łatwo zmienić im smak np. dobierając inne warzywa, najlepiej sezonowe, zmieniając sos, rodzaj tłuszczu użytego do smażenia czy rodzaj mięsa. Zamiast mięsa można zresztą dodać ugotowane na twardo jajko lub w ogóle zrezygnować z tego rodzaju dodatku na rzecz chociażby tofu. Zaletą niewątpliwą dla mnie jest to, że są to potrawy, które przygotowane z niewielkiej ilości dostępnych produktów i przy zastosowaniu kilku składników mogą nakarmić całą rodzinę. No i to świetny sposób na zagospodarowanie niewielkich ilości posiadanych okrawków mięsa, warzywa, owocu, naci.

Warto jednak zaopatrzyć się w kilka egzotycznych produktów jak ulubiona pasta przyprawowa, np. wspomniana tu Tom Kha albo miso, sos sojowy, przyprawy ziołowe charakterystyczne dla dań azjatyckich, mleko kokosowe, itd. Zresztą, wiele z przypraw i dodatków możemy wykonać samodzielnie z polskich produktów. A wielu z nich używamy na co dzień, nie myśląc nawet o tym, że w Azji również się ich używa. I to wystarczy, żeby wyczarować z tego, co znajdujemy na łące czy w ogródku coś ciekawego. Zatem włączmy kreatywność :)

Smacznego!




wtorek, 28 kwietnia 2020

Szybka babka z rdestowcem


We Wsiowej kuchni robimy zapasy rdestowca. Trafia od do słoików, ale i na stół. Świetnie np. nadaje się do ciast, bo nadaje im świeży, bardzo przyjemny smak. Suche ciasta przestają być suche i szybko znikają z talerzyków.

Szybka babka z lukrem

2 szklanki mąki pszennej
2 jajka
1/2 szklanki cukru
1/3 kostki margaryny lub masła
1 szklanka mleka
1 op. cukru waniliowego 16 g (lub wanilia)
1 op. małe proszku do pieczenia
skórka otarta z cytryny
1/2 szklanki cukru pudru na lukier
1 łyżka soku z cytryny
szczypta soli

do wysmarowania formy:
1 łyżeczka masła lub margaryny
1 łyżka bułki tartej

1 litr obranego i pokrojonego w talarki rdestowca





Masło utrzeć z cukrem na puch. Dodać stopniowo jedno jajko i żółtko i nadal ucierać, aby masa zbielała. Jedno białko odłożyć - będzie potrzebne do lukru. Dodać przesianą mąkę, proszek do pieczenia, sól, mleko, skórkę z cytryny i dokładnie wyrobić łyżką lub mikserem ciasto. Dodać przygotowany rdestowiec, wymieszać i przełożyć do formy babkowej wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułka tartą. Piec w lekko nagrzanym piekarniku aż ciasto zrumieni się i patyczek wkłuty w ciasto będzie suchy.

Kiedy ciasto będzie się piekło przygotować lukier. Do białka dodać sok z cytryny, cukier puder i ukręcić na gładką, lśniącą masę. Ciasto po upieczeniu wyjąć z formy, odwrócić, polać przygotowanym lukrem i jeszcze na chwilą wstawić do ciepłego piekarnika, aby lukier wysuszyć.


Podawać z kawą ;) Smacznego!







czwartek, 23 kwietnia 2020

Zupa pokrzywowo-pieczarkowa "Pyszna"


Nie ma tak dobrze! Kochamy zupy we Wsiowej Kuchni i dlatego często je gotuję. A zieleniny jest już dużo, można szaleć, eksperymentować i smakować. Tę zupę przygotowałam po raz pierwszy i nie ostatni, bo bardzo mi smakowała. Jest łatwa do przyrządzenia, smaczna na ciepło, na zimno i można ją odgrzewać bez straty smaku. Jest przy tym pożywna i dodaje wigoru.

Aby przygotować 2 litry zupy nie potrzebujemy dużej ilości pokrzywy. Wystarczą cztery garście młodych odrostów lub ciętych szczytów z egzemplarzy już bardziej wyrośniętych. Smak uzupełniają pieczarki, które - miła to niespodzianka - świetnie komponują się ze smakiem i aromatem pokrzyw. Prawda, że wygląda nieźle?






Zupa pokrzywowo-pieczarkowa "Pyszna"

1 l dobrego bulionu (mięsno-warzywnego lub warzywnego)
4 garście młodych pokrzyw
15 dkg drobnych pieczarek
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 łyżka mąki
2 łyżki masła
1 szklanka wody
1/2 szklanki śmietany do zup (12%)
sól, pieprz

1 opakowanie 250 g makaronu nitki (może być gryczany)

Pokrzywę umyć, sparzyć, posiekać i usmażyć  na łyżce masła wraz z drobno posiekanym czosnkiem. Podlać szklanką wody, dusić kilka minut i zmiksować na gładko. Pieczarki wraz z ogonkami pokroić w plasterki i ugotować w rosole. Połączyć z pokrzywą. Na patelni usmażyć na maśle drobno posiekaną cebulę, wymieszać z mąką, jeszcze chwilę smażyć, aż mąka delikatnie się zrumieni. Połączyć z rosołem, dolać śmietanę i razem wszystko chwilę pogotować. Doprawić do smaku pieprzem i solą. Podawać z makaronem.




Smacznego!



niedziela, 19 kwietnia 2020

Wytrawny placek z pędami chmielu


Ponieważ pędy chmielu są już gotowe do zbioru, we Wsiowej Kuchni pojawiają się dania z ich dodatkiem. Najczęściej przygotowuję je gotowane na parze i polane stopionym masłem. Stanowią wtedy dodatek do ziemniaków, mięsa lub są składnikiem "bukietu" z warzyw. Są smaczne, zdrowe i na pewno uatrakcyjniają posiłek.  Warto je też dodawać do zup ziołowych, do dań z pomidorami i... piec placki ;)






Właśnie ostatnio upiekłam wytrawny placek z młodymi pędami chmielu, który szybko znalazł się w brzuszkach. Wsiowy Pies także był nim zainteresowany choć za żółtym serem nie przepada. W każdym razie jest to bardzo smaczna odmiana włoskiej pizzy, całkiem wsiowa i godna polecenia.

Wytrawny placek z pędami chmielu

ciasto:
25 dkg mąki pszennej
1 dkg świeżych drożdży
pół łyżeczki cukru
1 łyżeczka oleju
sól, woda

nadzienie:
4 pomidory
1 cebula
okrawki wędzonej słoniny
duża garść młodych pędów chmielu
10 dkg żółtego sera
2 ząbki czosnku pokrojonego w plasterki
po dwie szczypty oregano i bazylii
sól, pieprz

Mąkę wsypać do miski, zrobić wgłębienie, wsypać w nie pokruszone drożdże wlać trochę ciepłej wody i łyżeczkę cukru. Delikatnie przemieszać z mąką i pozostawić do wyrośnięcia. W między czasie obraną cebulę pokroić w piórka i obsmażyć na złoto wraz ze skrawkami wędzonej słoniny. Chmiel krótko obgotować, odcedzić i pokroić na mniejsze kawałki. Pomidory, jeżeli mamy świeże sparzyć, obrać ze skórki i pokroić na ósemki. Pomidory ze słoika lub puszki wystarczy trochę rozdrobnić, powinny być w kawałkach.

Kiedy drożdże wyrosną, wyrobić ciasto dodając łyżeczkę oleju, około 1/4 łyżeczki soli i tyle wody (stopniowo!), aby wyrobić elastyczne ciasto w konsystencji nieco luźniejsze od ciasta na makowiec. Rozwałkować je i wyłożyć do formy wysmarowanej tłuszczem.

Nie czekając aż ciasto wyrośnie, układamy nadzienie: smażoną cebulę ze słoniną, chmiel, kawałki pomidorów, czosnek i posypujemy je solą, pieprzem i ziołami. Pozostawiamy na pół godziny do wyrośnięcia i pieczemy w temperaturze ok. 180 stopni do momentu, aż ciasto na brzegach delikatnie się zrumieni. Wtedy posypujemy placek serem żółtym startym na tarce o grubych oczkach i jeszcze chwilę pieczemy, żeby ser stopił się. Gotowe!






Placek jest pyszny zarówno na gorąco jak i na zimno. Świetny jest na kolację i śniadanie. Oczywiście można sobie zachomikowane kawałki odgrzać - ja robię to na żeliwnej patelni grillowej. Tym, których słonina odpycha polecam zastosowanie zamiennie jakiegokolwiek oleju roślinnego.

Smacznego!





poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Zupa pokrzywowa z pomidorami


Już kiedyś wspominałam, że pokrzywa we Wsiowej Kuchni osiągnęła rangę pożądanego warzywa. I może komuś wyda to się dziwne, ale jak przechodzę obok jakiegoś pokrzywowego "poletka" natychmiast czuję delikatne ssanie i chce mi się jeść. Jeść pokrzywę oczywiście! Pocieszam się, że to normalne przynajmniej dla tych, którzy pokrzywę już docenili i włączyli do jadłospisu, bo warto.





Dziś zdecydowałam się przygotować zupę z pokrzyw o nieco odmiennym smaku niż zazwyczaj. Użyte pomidory fantastycznie dopełniły pokrzywę i wzbogaciły aromat.


Zupa pokrzywowa z pomidorami

1 l rosołu drobiowego
0,5 kg ziemniaków
1 l sparzonych wrzątkiem młodych pokrzyw
2 pomidory
1 łyżka masła
2 ząbki czosnku
1 łyżka mąki
0,1 l śmietany
sól i pieprz


Sparzoną pokrzywę drobno siekamy i smażymy 10 minut na maśle, następnie podlewamy niewielka ilością wody i dusimy do miękkości. Gdy pokrzywa będzie miękka i woda odparuje - miksujemy ją lub przecieramy przez sito. Ziemniaki ugotować w rosole wraz ze zmiażdżonym czosnkiem. Dodać do rosołu i ziemniaków obrane ze skórki pomidory pokrojone w kostkę, pokrzywę sól i pieprz. Mąkę zmieszać ze śmietaną i wlać do garnka. Razem wszystko wymieszać, zagotować i zdjąć z ognia.





Ja użyłam pomidorów, które miałam zawekowane na zimę w połówkach bez skórek. Można ostatecznie użyć pomidorów z puszki lub szklarniowych. Koncentratu pomidorowego natomiast do tego dania nie polecam, bowiem kawałki pomidorów nadają zupie delikatnej kwasowości a o to tu chodzi. Pyszna sprawa. Wegetarianie mogą spróbować przyrządzić tę zupę na wywarze warzywnym i zamiast śmietany użyć mleka roślinnego, ale to już będzie całkiem inny smak.


Smacznego!


sobota, 4 kwietnia 2020

Zupa szczypiorkowa


Wczesna wiosna to oczywiście dzikie nowalijki, dużo zdrowsze od tych dostępnych w sklepach. Mając taką możliwość - koniecznie trzeba je zbierać i zjadać. Zawsze bardzo mnie cieszy, kiedy napotykam szczypiorek, bo dobrze mieć jego zapas w zamrażarce. Drobno posiekany i zamrożony służy mi całą zimę. Bieżące zbiory wykorzystuję także do zup a kiedy zaczyna kwitnąć - trafia do mieszanek przyprawowych.




Do przygotowania zupy szczypiorkowej nie trzeba szukać dzikiego szczypiorku - można kupić w sklepie czy na targowisku. Smak zioła troszkę będzie się różnić, ale do kulinarnych eksperymentów nie należy podchodzić radykalnie. Zasadą powinno być zdrowe i smaczne wykorzystywanie tego, co jest dostępne.





Zupa "prawie nic" szczypiorkowa


0,7 l rosołu lub wywaru z warzyw
2 pęczki cienkiego szczypiorku
kawałek marchewki i pietruszki z wywaru
1 szklanka mleka
2 ziemniaki
kawałek suszonej ostrej papryki
sól, pieprz
masło na okrasę

W rosole gotujemy kawałek papryki i ziemniaki pokrojone w kostkę. Kiedy ziemniaki będą prawie miękkie wyjmujemy paprykę z zupy, dodajemy marchew i pietruszkę otartą na tarce z grubymi otworami, dodajemy sól i pieprz do smaku. Następnie wlewamy mleko i wsypujemy opłukany i bardzo drobno posiekany szczypiorek. Kiedy zupa zawrze, zdejmujemy garnek z ognia - gotowe! Do każdej porcji, już na talerzach, wkładamy kawałeczek masła.




Ta ilość składników wystarczy na 2-3 porcje. Kupując szczypiorek wybierajcie duże pęczki, tak aby były to mniej więcej dwie "damskie" garście ;)
Smacznego!



środa, 19 lutego 2020

Wiosna w lutym


Niby dopiero luty a jedzenie już rośnie ;) Pora zrobić przegląd ziołowej spiżarni i już teraz zadbać o papierowe torby i szklane opakowania - przydadzą się już niedługo! O ile nie wróci zima.