poniedziałek, 13 lipca 2015

Lekarstwo na niestrawność, czyli słodko-gorzka konfitura

Trochę martwiłam się, że w tym roku orzechów nie uda mi się zebrać. Na szczęście miałam (i mam) jeszcze zapasik korzennej nalewki na orzechu włoskim i niestrawność w najbliższym roku mi nie groziła, jednak... Wiecie jak to jest: sezon, to warto zebrać.


Fot. CC

Szczęście mi dopisało. Z jednego, młodego drzewa, zebrałam przy wydatnej pomocy Znajomego kilka orzechów na kropelki lecznicze. Tym razem nie odlałam ich z nastawu, ale po prostu orzechy włożyłam do słoika i od razu zalałam rozcieńczonym spirytusem (do 60%). Słoik zakręciłam i odstawiłam do szafki. Może postać wiele lat, nie tracąc właściwości. Orzechy kiedyś sczernieją, ale nie będę ich wyrzucać a spirytus w miarę zużywania po prostu można dolać.

Na drugie drzewo natrafiłam trochę przypadkowo. I ono było nieduże, młode, ale... Zerwałam prawie półtora kilograma  orzechów, które postanowiłam przerobić na leczniczą konfiturę :) Moja radość nie miała granic :) Ponieważ przygotowanie konfitury należy zacząć od pozbycia się części goryczki z orzechów, orzechy opłukałam, usunęłam resztki szypułek i zalałam zimną wodą. Wodę trzeba zmieniać dwa razy dziennie przez około 7 dni. Mam zatem czas na wyszukanie odpowiedniego przepisu.




Do wyboru miałam dwa. Jeden z "Kuchni ormiańskiej" i drugi z 'Kuchni ludów Kaukazu". Książki stoją u mnie na półce i zachęcają do działania :) Przeraziła mnie jednak woda wapienna i zalecenie obrania orzechów ze skórek. Ostatecznie wybrałam przepis z "Tradycyjnej kuchni gruzińskiej", który tym razem znalazłam w internecie.


Fot. CC

Wprowadziłam jednak pewne innowacje do przepisu. Zwiększyłam nieco ilość użytego miodu, "od siebie" dodałam pół łyżeczki soli, łyżeczkę kwasku cytrynowego, łyżkę spirytusu (spirytus pod koniec gotowania) oraz dwa ziarna kardamonu a zrezygnowałam z wanilii, której nie lubię.




Nie było większego kłopotu ze smażeniem. Konfitura mrugała na ogniu do czasu aż połowa płynu (bo przecież do syropu użyłam aż 5 szklanek wody) odparuje a kropla syropu na talerzyku nie będzie spływać. Po tym czasie, gorące orzechy rozłożyłam łyżką do słoików i zalałam gorącym syropem. Z podanych w przepisie składników wyszło 6 słoików 250 ml i jeden 330 ml pysznej "truflowo-czekoladowej" konfitury z delikatną nutką orzechowej goryczki. Specjał!






Smacznego!




1 komentarz:

  1. Zaciekawiła mnie ta konfitura. Czy mogłabyś podać przepis? Za późno już w tym roku na młode orzechy, ale w przyszłym bardzo chętnie zrobię. Nie znalazłam pod adresem, który podałaś. Dziękuję i pozdrawiam. Anka

    OdpowiedzUsuń