poniedziałek, 21 lipca 2014

Konfitura z wiśni

To już trzeci dzień smażenia konfitury z wiśni. Wbrew pozorom nie jest to czynność pracochłonna - to pomysł na zatrzymanie lata doskonały dla wszystkich zapracowanych :) Wystarczy wygospodarować w ciągu dnia pół godziny! I nawet nie trzeba zaglądać do gara, konfitura smaży się sama i nie ma ryzyka przypalenia.


Fot. Ciotka Chichotka



Trzeba zaopatrzyć się w 2 kilogramy wiśni, opłukać je i wydrylować. Drylowanie może przerażać, ale przy zastosowaniu drylownicy nie zdążymy się zniechęcić do tej uciążliwej czynności ;) Czas, jaki należy wygospodarować na drylowanie, to zaledwie 15 minut. Tak przygotowane wiśnie wsypujemy do płaskiego, szerokiego rondla, wlewamy sok wyciśnięty z jednej cytryny i zasypujemy cukrem (90 dkg). Pozostawiamy na godzinkę, żeby owoce puściły sok, następnie stawiamy rondel na ogniu (palnik ustawiony na minimum) i niech się powolutku ogrzewa, cukier rozpuszcza, aż do zagotowania. W międzyczasie można delikatnie konfiturę zamieszać. I najlepiej nie nakrywać pokrywką. Następnie odstawiamy garnek do wystudzenia, po wystudzeniu nakrywamy pokrywką i zapominamy o nim aż do następnego dnia.

Kolejnego dnia na minimalnym ogniu ogrzewamy garnek aż do zagotowania konfitury, wtedy dosypujemy drugą i ostatnią porcję cukru (czyli znów 90 dkg). Trzymamy na ogniu aż cukier się rozpuści, konfitura zagotuje i... odstawiamy do wystudzenia.

Trzeciego dnia zagotowujemy konfiturę na minimalnym ogniu i gorąca przekładamy do małych słoiczków. Można konfiturę pasteryzować, ale już nie trzeba. W drugim przypadku należy wcześniej słoiki wygotować. Konfitura składa się z osmażonych owoców zawieszonych w gęstym syropie. Przekładając ją do opakowań, należy starać się równomiernie rozkładać owoce i syrop. Oczywiście konfiturka nie zgęstnieje jakoś bardzo po wystudzeniu, ale przecież jada się ją... ze spodeczka :)

No to zabieramy się do pracy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz