niedziela, 16 sierpnia 2015

Mirabelki w konfiturze i kompot

Szaleństwo mirabelkowe trwa już od dawna. Tym razem przypominam smak mojego dzieciństwa, czyli kompot z mirabelek. Każdy potrafi ugotować :) Pamiętam, że niemal każdego sierpniowego ranka biegło się na podwórko pod drzewa śliwkowe i zbierało do wiaderka dojrzałe mirabelki. Konkurencja w osobach sąsiadów czasem była szybsza.




Do gotowania kompotów nigdy nie drylowaliśmy tych małych śliweczek. I nikt z nas nigdy nie podtruł się kwasem pruskim ;) Może to była kwestia umiaru? Tak... Do dziś lubię zjadać "zielone śliwki", czyli niedojrzałe mirabelki, które kiedyś były zakazane :D Jadłam je po kryjomu i często wchodziłam na drzewo, bo śliwki zrywane z tych wyżej rosnących gałęzi - nawet te niedojrzałe - były zdecydowanie smaczniejsze. A zatem, nie tylko na stole ale i w spiżarni Wsiowej Kuchni pojawiło się parę słoików z różnymi wariantami kompotów mirabelkowych. Najsmaczniejsza wersja to ta mirabelkowo-malinowa.

Jako Ciotka Chichotka zaszalałam jednak i postanowiłam usmażyć konfiturę. Wydrylowałam kilogram mirabelek (udało się!), zasypałam je kilogramem cukru, doprawiłam kolorowym świeżo zmielonym pieprzem, solą, goździkami i trzykrotnie doprowadzałam do wrzenia i studziłam przygotowywany przetwór. Na koniec, gorący, zamknęłam w słoikach. idealna słodycz do świeżych, chrupiących bułeczek :)





Smacznego :)


1 komentarz:

  1. No właśnie - kto mi odpowie, dlaczego tak nas tępiono za jedzenie niedojrzałych owoców?! A teraz, kiedy od lat już mogę pchać do paszczy (na własną niestety odpowiedzialność) to już tak nie smakuje :-(
    Pozdrawiam serdecznie, wywołałaś wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń