Autor: By Forest & Kim Starr, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=6185507 |
Miałam dylemat: jeść tę oliwę czy balsamować się nią? W procesie maceracji oliwa zyskała dość trwały zapach, który "ulokowany" na sałacie przywodził na myśl perfumy ;) Co prawda sałata zyskiwała na smaku, ale jak dla mnie zapach w potrawie był zbyt... kosmetyczny. No cóż... Potrzeba jednak czyni mistrza. Zabrakło mi już oleju kokosowego ze skrzypem, który używałam jako krem do rak i balsam. Na próbę posmarowałam ciepłą jeszcze oliwą dłonie, roztarłam ją aż do łokci i... REWELACJA! Szybko się wchłania, nawilża, wygładza, zmiękcza skórę i CUDOWNIE PACHNIE, zaś zapach sprawia, ze przez dłuższy czas czuję się świeżo i po prostu pięknie. Czy można chcieć więcej? Dla dojrzałej skóry (no cóż taki wiek) to prawdziwy balsam, aksamit, złoto w płynie.
Oliwa z geranium trafiła zatem do łazienki. Można jej użyć do całego ciała, także do twarzy pod makijaż. Co prawda nie nadużywam kosmetyków kolorowych (nie lubię i szkoda mi na to czasu), ale na moje potrzeby i użycie - ta oliwa to wynalazek doskonały. Jej skład (5% nasyconych kwasów tłuszczowych, 60–75% kwasu oleinowego, 14–18% kwasu linolowego, 10–18% kwasu palmitynowego, 2% kwasu linolenowego, 2% kwasu stearynowego, witamina E) plus zalety geranium (działanie antydepresyjne, immunostymulujące, przeciwzapalne, antyłojotokowe) oraz dobroczynne działanie na moją skórę sprawiły, że postanowiłam oliwę z geranium gościć już na stałe. Wszak materiał roślinny mam pod ręką i cały czas pięknie rośnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz