Oczyszczone, opłukane i obeschnięte z wody liście drobno poszatkowałam. przesypałam solą niejodowaną (we Wsiowej Kuchni używam wyłącznie soli z Kłodawy) i wymieszałam. Następnie odstawiłam je na godzinę w szklanej, dużej salaterce, żeby odrobinę zmiękły. W tym czasie przygotowałam sobie kilka małych słoików. W zamierzeniu miały być to porcje na raz.
Liście czosnaczka upchnęłam ciasno do słoiczków, podobnie jak kapustę. Podczas upychania wytwarzała się solanka - pierwszego dnia nie było jej aż tak zbyt wiele. Z czasem pojawiało się jej coraz więcej, trzeciego dnia musiałam nawet z każdego słoika trochę odlać. Aktualnie w każdym słoiku jest trochę więcej niż połowa początkowej objętości, ale kiszenie jeszcze trwa (to już tydzień). Za jakiś czas (codziennie sprawdzam smak, upycham i przebijam drewnianą pałeczką kiszonkę, aby równo i zdrowo się kisiła) będzie pasteryzowana. Przynajmniej część słoików. Niepasteryzowaną kiszonkę można przez pewien czas czas przechowywać w lodówce. Ma przyjemny zapach (jak dla mnie) i zdecydowany smak.
Jak zamierzam tę kiszonkę spożytkować w przyszłości? Jako smarowidełko do kanapki i jako dodatek do kwaśnej, zimowej zupy. Na inne pomysły będzie jeszcze pora.
Smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz