Tak sobie pokombinowałam, że wsiową zupę z bulw słonecznika zrobię po "parysku", czyli na klarowanym maśle i długo gotowanym bulionie. Jak zawsze wykorzystałam już wcześniej przygotowany bulion i gotowe masło klarowane, bo klarowanie własnoręczne mi tym razem nie wyszło ;) No cóż... nikt nie jest idealny :D
Pierwsza sprawa, to porządne oczyszczenie bulw. Na litr bulionu będę ich potrzebować około pół kilograma.
Trzeba je porządnie, szczoteczką, umyć z piasku i drobin ziemi oraz cieniutko obrać ze skórki. Następnie pokroić, ugotować w bulionie (wystarczy kilkanaście minut) i porządnie zmiksować na gładko. Następnie - dodać łyżkę lub dwie masła. Jeżeli zupa okaże się zbyt gęsta należy dolać rosołu - w żadnym razie nie dolewać wody, bo rozcieńczy smak.
Tajemnica tkwi w doprawieniu zupy. Ja wykorzystałam: sól, biały pieprz, kurdybanka (świetnie nadaje się do mdłych zup i warzyw), łyżkę tartego chrzanu (mam taki własnoręcznie kopany i bardzo dziki) oraz zieloną pietruszkę. Kto lubi zupy kwaśne, może spróbować dodać soku z cytryny, zakwasu żurkowego lub octu jabłkowego. Dodatkowo danie posypałam tartym serem - najlepszy jest pikantny :)
Zupę w wersji niekwaśnej podajemy z grzankami z bułki - będzie bardziej po "parysku" ;) Wersję na kwaśno - z chlebem razowym.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz